Krytyka Szkoły Jezuickiej

KRYTYKA SZKOŁY JEZUICKIEJ

Mimo ogromnego powodzenia, nie brakło szkolnictwu jezuickiemu przeciwników w społeczeństwach katolickich. Popierani przez panujących i biskupów, usiłowali oni opanować uniwersytety katolickie, a opierającym się wytworzyć niebezpieczną konkurencję. W Polsce uniwersytet krakowski nie chciał poddać się pod ich wpływy, wobec tego w r. 1625 pod jego bokiem w Krakowie otwarli szkołę konkurencyjną; doprowadziło to do zaburzeń i bójek studenckich, w których padły krwawe ofiary.

Wówczas wybitny matematyk Jan Brożek, ongiś uczeń, potem profesor akademji krakowskiej, ogłosił anonimowo obszerną satyrę pod tyt. Gratis, w której w formie dialogu Ziemianina z Plebanem poddał ostrej a dowcipnej krytyce sposoby, jakimi jezuici ubiegali się o popularność wśród szlachty. Najpierw oświetlił rzekomą bezpłatność ich szkoły, wynagradzaną przez społeczeństwo bogatymi fundacjami i zasiłkami (stąd tytuł Gratis, tj. za darmo, bezpłatnie), następnie rozprawiał się z niektórymi ich metodami wychowania moralnego (przesadne oddziaływanie na ambicje uczniów i rodziców) i umysłowego (zbyt długie zatrzymywanie młodzieży przy gramatyce ze szkodą wyższych nauk).

Staraniem jezuitów Gratis został publicznie spalony przez kata, drukarz zaś ochłostany pod pręgierzem. Zamieszczamy urywki Gratisa na podstawie wydania H. Barycza w Bibliotece Pisarzy Polskiej Akademii Umiejętności Nr 82, 1929.


Ziemianin. Pomaga Bóg, księże plebanie.

Pleban. Dziękuję wam, mój łaskawy panie.

Z. Cóż tu u was nowego słychać?

P. Nic dobrego, wojna w Krakowie.

Z. Jakoż to wojna ma być w mieście stołecznym?

P. Jużci nie wiem, skąd ją zacząć. Posłałem tam był do Krakowa Matiasza [ulubione w ówczesnej literaturze żartobliwej imię klechy]

Z. A dlaczego mają rzeczy dobrej dobrym ludziom zabraniać?

P. Nie każdą rzecz dobra dobrzy ludzie czynić powinni, zwłaszcza jeśli prawą i przywileje kogo w czym obwarowały.

Z. Nie od rzeczy to WM. powiadasz. Ale dla Boga, czy to nie lepiej, gdy darmo uczą, jako jezuici czynią?

P. Darmo? Obacz jeno WM., jako to darmo. Pamiętani ja, gdy naprzód jezuici do Polski przyszli, byłem na ten czas w Poznaniu na tumie [w szkole katedralnej w Poznaniu, to jest w akademji Lubrańskiego, w której uczyli mistrzowie z akademii krakowskiej]. Pokora w nich wielka była, układność, nabożeństwo, w szarych rewerendach chodzili i tym ludzi za sobą wiele pociągnęli; szkoły naprzód poczęli otwierać: co żyw do nich, tym najwięcej pretekstem, że darmo uczyli, i zda się to każdemu, nie głęboko w rzeczy zaglądającemu, że darmo, bo sześci groszy od chłopca na kwartał nie wezmą, nie wybierają cretales [cretales czyli datek na kredę, jedna z zwyczajnych - obok kwartalnego - opłat szkolnych]. Jajec dla rekreacyjej znosić nie każą, jako na małych miasteczkach za mnie bywało; ale wejźrzawszy w ich postępki, które mają przy fundowaniu swoich szkół, i potym, co z tej nauki mają za pożytki, każdy mądry musi przyznać, że nie darmo, ale barzo drogo uczą.

Z. Jakim to sposobem, dla Boga, nie mogę zrozumieć.

P. Uczynię tak, abyś WM. zrozumiał. Naprzód, gdy swe szkoły fundują, warują to sobie, aby ich nie fundowali, aż pierwej mają tak wiele dochodów, coby się wszyscy, ile ich tam ma mieszkać, dobrze wychowali, zamykając w tym wychowaniu szaty, żywność i wszelakie dostatki, do dobrego mienia należące. To już mając, dopiero swe szkoły zaczynają.

Z. Nie wiedziałem ja o tym, aby tak opatrzni byli.

P. I owszem ich reguły inaczej im nie każą czynić. Nawet, żeby im ninaczym nie schodziło, obligują ich, aby gdziekolwiek są, ogród swój mieli, a to dla rekreacyej, bo też i to należy do bytu dobrego: widzieć pięknie. Przypatrzże się WM., co jeszcze z tego za pożytki mają, abyś WM. osądził, jeśli darmo uczą, albo nie. Czy się to mała rzecz WM. zda przez uczenie małych dziatek do znajomości ludzkiej drogę sobie otworzyć, a przy znajomości i do pożytku?

Z. Niemała. Ale jak to?

P. Tak. Gdy kto do starych szkół dał dziecię, zmówił z bakałarzem na kwartał dać złoty, taler, czerwony złoty i nic więcej mu nie dał, bo nie powinien. Jezuici zaś nie targują się o płacą: uczą pospołu bogatego z ubogim, na dyskrecyą służą i dla tego więtszą nagrodę biorą. A co ubogiego darmo uczą, to mu pan in quadruplo [w czwórnasób] przy swym synku nagrodzi. A to się dzieje w ten sposób. Pobędzie synaczek w infimię [najniższa klasa gramatyki] pocznie już repetować [powtarzać regułę z Gramatyki Alwara] Quae maribus tribuuntur [Co się przypisuje rodzajowi męskiemu] pomknie się potym z szkoły do szkoły [szkoła: tu w znaczeniu klasa] otrzyma za praemium [premia] obrazek jeden i drugi, zostanie imperatorem Romanorum abo Graecorum [w ulubionych zawodach w szkołach jezuickich dzielono młodzież jednej klasy na dwa współzawodniczące obozy: Rzymian i Greków] da znać panu ojcu, paniej matce, panu wujaszkowi, ciotuchnie, pośle nadto obrazik cum indulgentiis [z odpustem] z radości. Przyjedzie ociec do syna, gdzie się uczy, abo stryj, powinny, wuj, ciotuchna: alić ich dzieciątko z oracyjką piękna przywita; alić ono pięknie odprawuje komedyą; alić ono nadobnie w komeszce, w wianeczku koło ołtarza się uwija, świeczki długim drzewcem gasi, dzwoni we dzwoneczek, pięknie się kłania, spowiada się co tydzień. Jego M. ks. rektor też z drugą a dłuższą oracyą przyjdzie: "Miłościwy Panie, dobrodzieju nasz, Miłościwa dobrodziejko, macie WM. za co Panu Jezusowi dziękować, że Pan Bóg WM. dał tę roztropność, iż to dzieciątko oddaliście tu do naszych Ojców, bo za mały czas wzięło znaczne postępki, naprzód w bojaźni bożej, w nabożeństwie, w cnotach, w nauce i przykładem wielkim jest drugim dziatkom. On wstyd, ona skromność jego, ona pilność, ona chęć do nauk, że wszystkich inszych celuje. Nie włóczy się po Kleparzu, po Gramatykach, po przechadzkach, w każdą godzinę wie o nim Reverendus magister i znacznej WM. pociechy z zacnym domem swoim doczekacie".

Z. Mój drogi ks. plebanie, dalibóg, słychałem właśnie taką orację, gdy ją w Lublinie do jednego sąsiada mówili, a miło jej było sąsiadowi memu słuchać.

P. Dla Boga, jako się ociec i matka, także i powinni cieszyć nie mają, gdy ich krew tak usilnie zalecają, choć w rzeczy samej niemasz co. Sam WM. zrozumiej po sobie, któremu Pan Bóg potomstwo dał. Więc rodzicy, słysząc taką nowinę a pocieszną, nie on taler abo czerwony złoty kwartału umownego, coby go był dał prostemu bakałarzowi, ale wnet z workiem co znacznego, wnet kielich, wnet na sutannę, na dzwon, więc wołów kilka albo ryb beczek, jeśli z Podola, więc miodu przasnego, więc zboża łasztem jakim.

Z. Prawda, bo i stamtąd siła nabrali.

P. A zaś w mieście kupiecki człowiek to lagę oliwy, to kamieniem korzenia, rozynków, cukrów, biskoktów, koców białych, materii, płócien dla ojców, sukna i o co się jedno przymówi, rodzicy żadną miarą się nie wymówią. Uczęstują Jego Mci ks. rektora, udarują privatim [prywatnie], a on odchodząc, zaleca zakon swój (cudzego zakonu i świeckich księżej pewnie nie zaleci), swoich też na inszym miejscu blisko onego dobrodzieja mieszkających kommenduje [zaleca] w łaskę szrobuje, ochędóstwo nabożeństwa ich wychwala, R-dum magistrum onego dzieciątka specialiter zaleca; potym, aby się te rzeczy nie łatwie rozrywały, sam odszedszy, pośle prędko magistrum R-dum; magister zaś R-dus w rogatej czapeczce, w stojącym kołnierzu, jak w pasztecie, z pacioreczkami przyjdzie, uśmiechając się, przywita pięknie, Ich Mci dzieciątko zaleca i więcej, niźli Jego M. ks. rektor. Alić magistrum R-dum uszanują, uczestują, udarują privatim [prywatnie] i dla patresów też ad communem usum [na wspólny użytek] hojnie. Tu już WM. patrzże: in centuplo [stokrotnie] nagradza się im od jednego możniejszego, którego rzkomo darmo uczą, że i za sto równych uboższych zapłaci się im lepiej, aniżliby się był zmówił na kwartał.

Z. Otworzyłeś mi WM., ks. plebanie, oczy; już teraz ich postępki lepiej baczę.

P. Pokazałem WM. jeden a wielki pożytek, który jezuici mają z uczenia dziatek. Drugi zaś ten jest, że nie dla nas świeckich (policzę się też w ten poczet), ale dla samych siebie dzieci tak wiele uczą. Oni wszytkie dzieci, co ich jest w prowincyej, radziby uczyli; jeśli jakie jest dobre ingenium, pilne, solidum, bonae exspectationis, successionis, spei [duży talent, zapowiadający dobre widoki, spadek, nadzieję] ratunku od powinnych, zacnych, aby je do siebie zaciągnęli na rozkrzewienie i pożytek zakonu swego. A mają na to dziwne swoje namowy, którymi miękuchne serca młodzi tak uwodzą gładko, skutecznie, że trudno się lada komu obaczyć; wielkiej na to w rzeczach i postępkach ludzkich potrzeba eksperyencyej, aby obaczyć, na co owe częstowania cukrami, dozwalanie rekreacyj po medytacyach nie gwałtownych, więc owe nadymanie serc dziecińskich przyszłą sławą: "Będziesz potym apostołem do Nowego Świata, będziesz świętym, będą cię malować z promieniami od głowy pochodzącymi". Którymi namowami młody człowiek, wspominając sobie na obrazki, które mu w gramatyce za praemia [nagrody] dawali, dobrze przedtym do tego rzecz swoje prowadząc, jako się nie ma zmiękczyć i namawianiu ich poddać? Wiec inszych tak wielu sposobów różnych wedle różności osób, lat, kondycji [stanu] urodzenia, których teraz nie będę wyliczał; oni to pierwej dobrze wybaczą z młodziej różnymi sposobami a nieznacznie. Jeśli zaś którego zaciągnąć nie mogą, abo że go rodzicy gwałtem wezmą, abo że sam u nich nie chce być, tu już miasto napiątnowania, że takiego słowa zażyję, konjurują [zaklinają] go, aby ich jako swoich dobrodziejów i nauczycielów nie zapominał, aby za wszelaką okazyą promowował, aby nawiedzał, aby się często spowiadał, aby in saeculo [w świecie] żyjąc (jakoby oni extra saeculum [poza światem] zaszli daleko), ich zakonowi świętemu życzliwym był, aby do kongregacji [jak nP. sodalicji mariańskiej] sam i ze swoimi chodził, i inszych tak wiele kondycyj [warunków], którymi umysł młodego człowieka uwichlą, upętają, że trudno do wolności rozsądku dojść.

Z. Cóż ja to od WM. słyszę!

P. Takci jest, a nie inaczej; wiem, co mówię. Dałbym WM. wiele przykładów. A to jeszcze WM. uważ, że gdy swój zakon zalecają, jakoż i sam przyznać musze, że jest zalecenia godzien, tedy tak inszych lekce poważają, tak ich udają, aby ich pokazali jako napodlejszymi, nie tylko privatim, ale i publice kazania o nich czyniąc, komedie strojąc, aby tak ad odium [ w nienawiść] do ludzi księżą świecka, bądź profesorów, bądź studentów przywiedli.

Z. I naukęć swoje tak udają, że lepsza być na świecie nie może.

P. Jam się u nich nie uczył, tylko explorandi gratia [dla wybadania] przypatrywałem się jeszcze w Poznaniu, gdy mieli dość godnych ludzi, którzy byli z Akademii krakowskiej do ich zebrania wstąpili. Ale proszę, uważ to WM., com ja zrozumiał, równając nową instytucyą do dawnej, w której miałem zacnych nauczycielów z Akademii. Przedtem, gdy się dziatki uczyły w szkołach dawnych, liczyli nauki, to naprzód grammatica, potem rhetorica, potem dialectica i dalej, jako dowcip i przyrodzona inklinacya kogo prowadziła. Teraz zaś w tych nowych szkołach jedne samę gramatykę rozpłatali na wiele części: tu infima, tu grammatica mniejsza, tu grammatica więtsza, tu syntaxis, tu humanitas8 [nazwy klas w kolegium jezuickim] etc. Więc to u prostych i nieuważnych rodziców jest plausibile [bardzo przyjemne] gdy usłyszą, że ich syn w pierwszej, w drugiej, w trzeciej, w czwartej, w piątej szkole, a jeszcze owe crepundia [zabawki] dziecinn w każdej szkole, że został imperatorem Graecorum abo Romanorum abo pretor, abo otrzymał praemium, wziął obrazek abo co inego - aza tam tego jest mało? Z czego wszytkiego cieszy się ociec, matka, powinni, że tak wiele ław, tak wiele progów ich synaczek liczy w takich dygnitarstwach, a nie widzą tego, że to jedna tylko nauka, że to przecie grammatica.

Z. Dla Boga, tak jest właśnie; bacznie WM. o tym sądzisz.

P. Mój drogi panie, poradź się WM. w tym i namędrszego, co się zna na naukach i może dobrze osądzić, quibus terminis fines artium distinguuntur [jakie granice oddzielają nauki od siebie nawzajem]; nie inaczej WM. powie. Bo jako WM. grunt z sąsiedzkim gruntem ma pewne granice, o których sadzi urząd na to postanowiony, tak i o naukach WM. rozumiej, których w szkołach dawno uczono. Mnie WM. widzisz starego, siwego, a tego wszytkiego, co się oni uczą w tak wielu szkołach, progi różne przechodząc, ja za moich dawnych czasów nauczyłem się na jednej ławie, w jednej izbie, czasem na ostatku siedząc; czytano tam pierwszym coś trudniejszego, a przecie słuchając przychodziło do tego, żem to porozumiewał. Patrzże WM., jako siła czasu przyjdzie trawić w tak wielu szkołach na regułach różnych, trudnych, nieuważnie pisanych. Cóż to po tych wielu regułach? Zaś tak wiele czasu strawiwszy na gramatyce, przez retorykę prowadzą discipuła do filozofiej. Tu już zabawić się było potrzeba, a oni to nazwali cursum philosophiae [kurs filozofii] znacząc, że filozofię przebieżeć tylko potrzeba, nie zastanowić się na niej...

Na tak wiele szkół [klas], a mało nauk potrzeba czasu nie mało; a nade wszytko uważ to WM., że nawiętszy czas na gramatyce trawią, której mógłby się każdy za krótszy czas i dobrze nauczyć. Ale oni grammaticam Alvari, która barzo trudna jest do zrozumienia i nauczenia, ucząc dzieci, przy niej czas wielki trawią z wielu przyczyn. Pierwsza, aby długo bawiąc w szkole, ów kwest [zarobek], wyższej wspomniony, co nadłużej brali. Druga, aby humory dziatek zrozumiewali długim się bawieniem w szkole. Trzecia, aby młodego wilczaszka na swe kopyto wyćwiczyli i młodością jego kierowali. Czwarta, gdyby dziecię od nich wziąć chciano, aby wymówki mieli: niech każdy przynamniej gramatyki, która jest fundamentem, nauczy się, a potym wolno go będzie wziąć. Piąta, aby młodość jego ad aetatem virilem [aż po wiek męski] zabawili w szkołach, a zabawiwszy go i w lata wprowadziwszy, jeśli jakie ingenium [talent], jeśli stateczny, jeśli exspectans successionem [oczekuje nań spadek], jeśli auxilium [pomoc] od powinnych, jeśli nadzieja bene augendi res suas patribus [jesli ojcowie mają nadzieję wzbogacenia się] aby go u siebie zatrzymali i nie wypuszczali. A jeśli też ladajakie ingenium, abo rodzicy chcą go wziąć, abo sam się nie chce uczyć, abo u nich nie chce zostać, to wolno puszczają. Cóż ono żaczysko już z wąsem będzie czynić? Za pacholę służyć? - prosty byk z wąsem za sługę? - A jak głupi; uczyćby się, jeśli nauk już czas minął? Jeśli w rzemiosło, wstyda się. Cóż tu czynić? Musi ich prosić, aby mu conditionem [zajęcie, posadę] obmyślili. Alić oni abo go inspektorem abo pisarkiem do swego dobrodzieja podadzą, abo kapelanem, abo plebanikiem, aby go potym jako instrumentu jakiego do swoich rzeczy i pożytków zażywali.

Z. Miły ks. plebanie, jużci na wyższe beneficia przez nie wszyscy idą.

P. Do tego ja wiodę; tylko to pokazuję teraz, że te ingenia, które podlejsze są i nie zejdą się do nich, tak je na małe rzeczy udają [przeznaczają], insze zaś do dworu, do kapituł, na biskupstwa, o czym niżej. I tak już WM. baczysz, że lada co się to zda uczyć dzieci, praca sordida [plugawa]; jednak to u nich nawiększy fundament, aby w prowincji tej, gdzie są, nie uczył nikt, tylko oni, i to mają za fundament do znajomości ludzkiej, do miłości, do spospolitowania się z ludźmi ad acquirendas facultates [dla nabycia majątku]. Gdyby nie była, tylko illorum institutio [ich wychowanie], toby już żaden ksiądz i kanonik i biskup i pleban i proboszcz i wikary żaden nie był, jeno ten, kogoby oni chcieli. W świeckich zaś żaden pan, żaden senator, żaden poseł, żaden wójt, burmistrz, starszy przysiężnik, jeno illorum promotionis [z ich protekcji]. Imci to służy: Docete, docete pueros; sic regna possidebitis. [Uczcie, uczcie dzieci, a tak posiądziecie królestwa.]


Stanisław Kot, Źródła do historii wychowania cz. I, Od starożytności do końca XVIII w, Kraków 1929 r., s. 274 - 280.


Więcej o jakości i skutkach jezuickiej oświaty można przeczytać w urywku ze znakomitego dzieła profesora Chrzanowskiego, Historia literatury niepodległej Polski.
Na początek bieżącej strony Literatura Chrześcijańska - strona główna