Erazm z Rotterdamu

wg. J.M. d"Aubigne - Historia Reformacyi XVI wieku.

0 tym prawie czasie zaczął Erazmus przychodzić do świadomości samego siebie. Przez studia starożytnych autorów wyrobił sobie styl odznaczający się taką czystością i pięknością, jakiej nawet między najznakomitszymi mężami Paryża nie posiadał nikt. Zaczął tedy nauczać i zjednał sobie przez to wpływowych przyjaciół. Pisma, które wydał, jednały mx powszechną chwałę i podziw. Widząc tedy, co się publiczności podoba, wyzuł się już do ostatka z więzów scholastyki i klasztoru, i oddał się zupełnie nauce literatury. Jego delikatne uwagi pełne sprytu, jego ożywiony, jasny i przenikliwy rozum, wszystko to czyniło dzieła jego nie tylko pouczającymi lecz także powabnymi.

Ochota do pracy, do której się wtenczas przyzwyczaił, nie opuściła go przez całe życie ; nawet podczas podróży, które zwyczajnie odbywał konno, nie próżnował nigdy. W drodze siedząc na koniu rozważał on nad pracami swymi, a przyjechawszy do gospody siadał i zapisywał swe myśli. Tym sposobem napisał słynne swe dzieło pod tytułem "Pochwała głupstwa") w drodze, jadąc z Włoch do Anglii.

Wcześnie już zasłynął Erazmus pomiędzy uczonymi. Za to znowu rozgniewani zakonnicy serdecznie go nienawidzili. Wzywali go do siebie książęta, lecz Erazmus wynajdywał zawsze nowe sposoby uniewinniania się, omijając zaproszenia ich. Wolał on bowiem utrzymywać się z zapłaty, jaką od drukarza Frobeniusza za dzieła swoje pobierał i czytać korektę książek, niźli żyć w dostatkach i łaskach na dworach Karola V., Henryka VIII. i Franciszka I., lub nawet przyjąć kapelusz kardynalski, jakim go zaszczycić zamierzano.

Od roku 1509 uczył Erazm na wszechnicy w mieście Oksford, 1516 przybył do Bazylei, gdzie r. 1521 stale już osiadł.

Jaki wpływ wywierał on na Reformację?

Co do tego, to jedni nadzwyczaj go wynosili, inni znowu nader poniżali. Erazmus nie był reformatorem, ani też nigdy nie miał do tego powołania; on torował drogę innym. Nie tylko wzniecał on w czasie swym zamiłowanie do nauk, tudzież krzewił i zaostrzał panującego ducha badań i krytyki, lecz znajdując poparcie wielkich prałatów i królów potężnych, nie bał się także Erazm wykrywać występki zachodzące w łonie kościoła, które chłostał bez miłosierdzia. W rzeczy samej walczył Erazmus dwojakim sposobem przeciwko mnichom i nadużyciom istniejącym w kościele. Czynił to najprzód przez pisma ludowe. Mąż ten małego wzrostu, blondyn, którego na wpół przymrużonemu oku prawie nic nie uchodziło, i na którego wargach igrał zawsze lekki szyderczy uśmiech, wyglądał z resztą tak skromnym i nieśmiałym, iźbyś pomyślał, że lada powiew wiatru go obali; lecz z delikatnego i wytwornego pióra jego płynęły istne strumienie sarkazmu, chłostające obłudę i błędy ówczesnej teologii. Usposobienie jego tchnęło zawsze pewnym delikatnym sarkazmem. Takowy odbija się nawet i w takich jego pismach, w których się go z góry nie można domyślać. Naraz pojawia się jego żyłka satyryczna i sypią się, jakby kłuł igłami, uszczypliwe przycinki na scholastyków i ciemnych mnichów, którym Erazm wypowiedział wojnę. Wielkie zachodzi podobieństwo między nim i Wolterem.

Niektórzy pisarze przed Erazmem podnieśli myśl, że przez wszystkie myśli i czyny każdego człowieka wieje pewien prąd śmieszności. Myśl tę podjął Erazmus, uosobił ją i wyobraził w postaci osoby, imieniem Moria, która jest córką Plutusa. Ta urodziła się na wyspach wiecznego szczęścia, wykarmiła upojeniem i bezwstydnością, a teraz panuje nad wielkim królestwem.

Tego królestwa podaje Erazmus opis i maluje z kolei wszystkie jego stany; z szczególniejszą zaś dokładnością wyobraża on mężów kościoła, którzy, lubo z jej strony tyle doznają względów, jednak darów jej uznać nie chcą. Na labirynt rozumowania, w którym się teolodzy zabłąkali, na subtelne wysnuwania fałszywych wniosków, którymi mniemają popierać kościół, wylewa Moria to wyraźnymi słowy, to znowu milczeniem szalę swej satyry. Ciemnota, rozpusta, nieczystość i śmieszność mnichów nie uchodzą bezkarnie.

""To są wszyscy obywatele mego państwa," powiada Moria, "ci ludzie, co nie znają większej uciechy, niż bajać o cudach lub niestworzonym, wymyślonym przysłuchiwać się, baśniom. Używają zaś takowych, by i innym ukrócili chwile nudów i sobie napełnili worek dukatami (mam na myśli przede wszystkim duchownych i kaznodziei) ! Obok tychże stoją ci, którym uroiła się w głowie myśl równie dziwaczna jako przyjemna, że jak spojrzą na kawałek drzewa lub na jakie malowidło przedstawiające Polifema czy tam świętego Krzysztofa, to w ten dzień pewnie nie umrą . . . "

"Ach ileż tam jeszcze błazeństw," powiada Moria, "aż mię wstyd za to wszystko ! Czyż to nie każdy kraj chce mieć swego osobnego Ś w i ę t e g o ? Dla każdej potrzeby jest osobny Święty, i dla każdego Świętego woskowa świeca. Jeden święty pomaga od bólu zębów; drugi przy pracowaniu ku porodowi; trzeci przywraca, co ukradli złodzieje; czwarty ocala z topieli przy rozbiciu się okrętu; piąty przysparza szczęścia przy chowie bydła. Niektórzy umieją równie pomagać w wielu wypadkach, szczególnie Matka Boska, Panna Maryja, w której pospólstwo większe kładzie zaufanie, niźli w Synu Bożym'). Niech potem powstanie jaki mędrek zgryźliwy, a niech zaśpiewa piosnkę o takich błazeństwach i powie im (co prawdą jest) : "Nie zginiecie, jeśli tylko po chrześcijańsku będziecie żyć!") - Pragniecie wykupić się z grzechów waszych; odłóżcie tedy z siebie za te pieniądze, które płacicie, nienawiść grzechu, dołóżcie do tego wasze łzy, czuwania, modły, posty, tudzież zupełne odnowienie waszego obcowania. - Ten święty będzie wam sprzyjał. jeśli cnoty jego naśladować będziecie," - niech, powiadam, szepnie im człowiek rozsądny przez chrześcijańską miłość do ucha te prawdy; ach, o jakież to szczęście przy-prawił dusze ich, jakiegoż nabawił ich niepokoju i rozpaczy ! . . Taki jest umysł człowieka, że większe wywiera nań wrażenie kłamstwo aniżeli prawda*). Im więcej bajek prawią ludzie o którym Świętym, bądź to o św. Jerzym, św. Krzysztofie, świętej Barbarze lub innych, to pewnie czczą ich potem z większym nabożeństwem, niż Piotra, Pawła, a nawet samego Chrystusa." Lecz Moria nie ogranicza się do tego, owszem zaczepia nawet biskupów, że "bardziej idą za złotem, niźli za duszami ludzkimi, i mniemają, że dosyć uczynili, jeśli się wśród prze-pysznego pochodu, schlebiającego próżności ich, pokazali ludowi jako święci Ojcowie, którym należy się cześć i chwała, albo jeśli publicznie błogosławią lub wyklinają chrześcijański lud." Córka wysp wiecznego szczęścia odważa się nawet uderzyć na dwór papieski, i na papieża samego, który dla siebie wybiera rozkosze, a prowadzenie urzędu pozostawia apostołom Piotrowi i Pawłowi. "Czy mogą gdzie być," pyta się Moria, "nieprzyjaciele kościoła straszniejsi od tych papieży niepomnych Boga, którzy milczeniem swym dopomagają zapomnieć Chrystusa, lichwiarskimi ustawami swymi Go wiążą, wykładami swoimi gwałt Mu zadają i fałszują go, a rozpustą go krzyżują?".

Holbein wymalował do "pochwały głupstwa" odpowiednie obrazy, na których widać papieża w potrójnej koronie. Nigdy może nie odpowiadało żadne dzieło potrzebom czasu w tej mierze, co ta książeczka. Na lud chrześcijański wywierała ona wrażenie nie dające się opisać. Wyszła ona za życia, Erazma w dwudziestu siedmiu wydaniach. Przetłumaczono ją na wszystkie języki. Przyczyniła się też więcej, niż każda inna książka, do utwierdzenia opinii publicznej w usposobieniu dla duchowieństwa przeciwnym.

Oprócz popularnej broni satyry użył Erazm jeszcze broni innej, a mianowicie umiejętności i nauk. Nauka literatury greckiej i łacińskiej nadała nowemu duchowi czasu, który za-wiał w Europie, nowy kierunek. Erazmus podjął z zapałem myśl Włochów, którzy mniemali, iż kto umiejętności poznać chce, ten powinien szukać takowych wprost u źródeł starożytnych, pomijając owe niedostateczne i nieraz śmieszne książki, którymi się dotąd posługiwano. Kto chce uczyć się geografii, niech weźmie do ręki Strabona, niech się uczy medycyny z dzieł Hipokratesa, filozofii z Platona, mitologii z Owidiusza, historii naturalnej z Pliniusza. Erazm postąpił jeszcze o krok dalej, a był to krok olbrzymi, który prowadził do odkrycia nowego świata, ważniejszego jeszcze dla pokolenia ludzkiego od tego, który nie dawno temu odkrył Kolumbus. Powyższej trzymając się zasady domagał się Erazm, aby nie nauczano teologii z dzieł Szkota i Tomasza z Akwinu, lecz aby odnoszono się wprost do Ojców kościoła, a przede wszystkim do samego Nowego testamentu. Następnie wykazał on, jako i Wulgata nie jest dostatecznym źródłem, ponieważ pełno tam błędów; przysłużył się też niepospolicie sprawie prawdy, wydawszy po pilnych i wiernych badaniach grecki tekst Nowego Testamentu, o którym na Zachodzie nikt więcej nie wiedział, jak gdyby takowego nigdy nie było. Wydanie to wyszło drukiem w Bazylei r. 1516, rokiem przed Reformacją1. Zdziałał tedy Erazm dla Nowego Testamentu to sama, co Reuchlin dla Starego. Odtąd mogli już teolodzy czytać słowo Boże w pierwotnych językach, jako też później przekonać się o czystości nauki reformatorów.

"Zamiarem moim jest" — powiada Erazm w przedmowie do Nowego Testamentu — "onę oziębłą kłótnię o słowa, zwaną, teologią, przenieść na pole jej źródła. Dałby Bóg, żeby dzieło to sprawiło chrześcijaństwu nie mniej korzyści, niż mnie kosztowało pracy i pilności." Życzenie jego spełniło się. Na próżno krzyczeli zakonnicy : "Ten Ducha Świętego poprawiać chce !" Nowy Testament przez Erazma wydany dziwną. rozszerzał światłość. Jego obszerniejszy wykład tekstu Listów i Ewangelii Mateusza i Jana, jego wydanie Cypriana i Hieronima, jego przekład dzieł Orygenesa, Atanazego i Chryzostoma, jego pisma o "prawdziwej teologii" i "o sztuce kaznodziejskiej," jego komentarze do kilku psalmów, - słowem wszystkie te pisma nie mało przyczyniły się do podniesienia upodobania ogółu w słowie Bożym i czystej teologii. Skutek prac tych sięgał dalej, niż było zamiarem Erazma. Reuchlin i Erazmus przywrócili biblią. uczonym, Luter dał ją ludowi.

Erazmus uczynił jeszcze więcej. Kierując umysły ludzkie na pole Biblii umiał on przywieść lud do świadomości tego, czym mu Biblia być powinna. "Najwyższym celem odnowienia nauk filozoficznych, powiada Erazmus, "jest poznanie pierwotnego, czystego chrześcijaństwa, wyobrażonego w Biblii. "Piękne to słowo ! Oby i teraźniejsi wyobraziciele ruchu filozoficznego równie zadanie swe pojmowali! "Moim niezachwianym zamiarem jest zajmować się nauką Pisma aż do śmierci," tak na innym miejscu wyznaje, "w Piśmie bowiem radość moja i pokój mój !" Na innym znów powiada miejscu : "Suma wszystkiej chrześcijańskiej filozofii streszcza się w tych zdaniach : Powinniśmy wszystką nadzieję swą kłaść w Bogu, który bez naszej zasługi z łaski swojej wszystko uczynił dla nas przez Jezusa Chrystusa, wiedząc, że przez śmierć Syna jego odkupieni jesteśmy; powinniśmy obumrzeć pożądliwościom ciała, i żyć według jego nauki i jego przykładu, nie tylko nikomu nic złego nie wyrządzając, lecz owszem wszystkim ludziom dobrze czyniąc; powinniśmy znosić pokuszenie w cierpliwości, oczekując przyszłego zbawienia i nie chlubić się z cnót naszych, jakoby za nie nam cześć należała, lecz Bogu powinniśmy dziękować za wszystkie nasze siły i nasze czyny. Tymi zasadami powinno przejąć się serce ludzkie, aż nam przejdą w ciało i krew."

Potem powstaje na mnóstwo przepisów kościelnych dotyczących się odzienia, poszczenia, świąt uroczystych, ślubów kościelnych, małżeństw, spowiedzi, którymi ciemięży się lud i wzbogaca duchowieństwo. "Niema już prawie czasu," powiada Erazm, "do wykładania w kościele Ewangelii"). Najlepsza część kazań ma na oku zyski sprzedających odpusty. Pismo święte bywa zaniedbane, lub też znowu myśli jego do tego naciągają, aby korzyściom tych ludzi odpowiadały. Nie ma tu lekarstwa, chyba że Chrystus sam nawróci serca książąt i papieży, i pobudzi ich do szukania prawdziwej pobożności."



PRZYPISY
1 Ten tekst grecki Nowego Testamentu posłużył za podstawę do tłumaczeń Pisma na języki narodowe całej Europy w czasach Reformacji i później. Pierwszym wydawcą był Robert Estienne, zwany z łacińska Stephanusem. Później wydawali ten tekst z drobnymi poprawkami między innymi Theodore Beza i bracia Elzevir. Właśnie wydanie braci Elzevir nosiło adnotację "words: "Textum ergo habes nunc ab omnibus receptum" czyli "tekst przyjęty przez wszystkich", skąd powstała nazwa Textus Receptus. Był to kamień węgielny protestanckiej biblistyki, aż do czasu gdy dwóch anglikańskich innowatorów religijnych postanowiło pobawić się tym tekstem i nożyczkami. Na podstawie tego tekstu przetłumaczył swój Nowy Testament Marcin Luter, na nim (z pewnymi drobnymi różnicami) oparta była Biblia Króla Jakuba oraz polska Biblia Gdańska. Warto wspomnieć, że katolicki pierwszy przekład Nowego Testamentu na język polski, korzystający z greckiego oryginału, a nie Vulgaty jako źródła ukazał się dopiero w XX wieku. [wróć do tekstu]



Na początek bieżącej strony Literatura Chrześcijańska - strona główna