III. Okres ucisku największego.
(1654-1709.)

Musimy i temu okresowi ucisku przyglądnąć się wyraźnie. Należy przekonać się, jak mocna była wiara ewangelicka ojców, że umieli przetrwać 55 lat najboleśniejszej niedoli. Trzeba zbadać, co icli wzmacniało i utrzymało.

Daremne prośby o kościół.

Ewangelicy sami nie wiedzieli, co będzie. Jeszcze mieli nadzieję, że uzyskają jakieś prawa, przedewszystkim prawo posiadania kościoła. Śląsk po śmierci Ferdynanda IV., syna cesarskiego a pierwszego następcy Elżbiety Lukrecji, stał się własnością jego brata Leopolda. To tego Leopolda, właściciela Śląska oraz króla czesko-węgierskiego, ewangelicy miasta Cieszyna udali się z prośbą, żeby skłonił cesarza Ferdynanda ITT. do oddania im owego kościółka św. Trójcy, o który tyle razy już proszono. Cesarz jednak w tym właśnie czasie zmarł, a prośba nie doszła już do niego. Do jego następcy na tronie cesarskim, Leopolda I. (1658-1705), właśnie wymienionego, wysłały znów stany ewangelickie Jana Jerzego Sobka z Kornie z prośbą, by im pozwolił wybudować kościół przy Cieszynie dla ewangelików, tak jak mają je w Świdnicy, Jaworzu i Głogowie, i żeby pozwolił odprawiać pogrzeby ewangelickie. Ale cesarz odpowiedział (9. sierpnia 1650), że do czego ojciec jego Ferdynand III. ugodą monasterską zobowiązany został, tego i on przestrzegać będzie, dalszych praw jednak przyznać nie może.

Usiłowania o uzyskanie kościoła okazały się daremnymi. Było już trzeba pozostać bez domu Bożego. Wobec tego jednak ewangelicy tem usilniej mnsieli sic. starać o zacliowanie wszystkiego innego, co ich mogło bronić od zagłady. Zasady obustronne w tym okresie ucisków były następujące: Ewangelicy zachowywali, co było można zachować, rząd cesarski natomiast brał, co było można brać, uszczuplał prawa poddanych ewangelickich, gdzie tylko było można. Ewangelicy pocieszali się jeszcze tem, że po dworach szlachty będą mogli udział brać w nabożeństwach, że w domach własnych będą mogli czytać Słowo i śpiewać pieśń, że w dziatwie zaszczepiać będą nankę ewangeliczną, że jeżeli nie otwarcie. to przynajmniej tajnie będą mogli zejść się na wspólne nabożeństwa, a od czasu do czasu kaznodzieja jakiś znajdzie się i objaśni słowa Pisma i poda Komunię świętą, że poza granice kraiku pójdą, żeby pokrzepić się u współwyznawców; a wreszcie jeżeli w żaden sposób wytrzymać nie będzie można, to opuszczą ten kraj kochany i poszukają stron lepszych.

Skargi księży katolickich.

Rząd, nie bacząc na nadzieje swych . poddanych, czuwał przedewszystkiem nad tem, żeby kaznodziejów ewangelickich w kraju nic było; ponawiano rozporządzenia przeciwko nim; miasta Skoczów i Stru- mień piśmiennie musiały się zobowiązać, że predykantów utrzymywać nie będą, raczej wydadzą ich władzom; również szkół ewangelickich musieli się wyrzec (1661). Lecz tym sposobem nie zdołano ewangelików przemienić na katolików, nic udało się wszczepić w nieb miłości gorącej do tego, co katolickie. To też księża katoliccy Księstwa Cieszyńskiego mieli o czem donosić do kousystorza biskupiego we Wrocławiu. Z różnych stron posypały się skargi następujące (1662): Kaznodzieje luterscy znajdują się potajemnie zgoła wszędzie i urządzają nabożeństwa już to publicznie, już to w ukryciu; ludzie z szlachty sami zastępują ich; w Euptawie w poście sprzedają mięso; świąt (katolickich) nie święcą, do kościoła wcale nie przychodzą, należności kościelnych nic płacą; budynki parafialne i szkolne rozpadają się, a oni nic przeciw temn nie robią, na miejscu zniszczonych nie chcą stawiać nowych; legatów i fundacyj nie wydają, ornatów kościelnych (katolickich!) nie sprawują, pieniędzy kościelnych nie wypłacają, od pogrzebów nie płacą należytości. tylko grzebią zmarłych, gdzie im się podoba, sług kościelnych nic płacą, podczas nabożeństwa pozwalają żydowi wódkę sprzedawać, z własnej woli urządzają sobie kaplice (po dworach), światła przed obrazami kościelnymi gaszą, a klucze do kościołów n siebie zatrzymują. Wobec takich skarg napisał konsystorz do biskupa swego Leopolda Wilhelma z domu habsburskiego (7. marca 1662), że jeżeli w niczem nie pomoże się tej "w kacerstwie zatopionej dyecezyi i w największem ubóstwie żyjącemu duchowieństwu", w takim razie duchowni sami, dla braku, chleba, kraj ten opuścić będą musieli.

Biskup udał się do cesarza (13. czerwca 1662) z prośbą, żeby 011 sam, dla zachowania jedynie zbawiennej religii, zastosował dostateczne środki, gdyż władza biskupia jest za słaba, aby podołać takiemu zgorszeniu, zwłaszcza, że nie tylko w Cieszyńskim, ale także w Świdnicy i w Jaworzn dzieją się rzeczy niedobre. Cesarz polecił królewskiemu urzędowi głównemu w Wrocławiu, żeby kazał staroście cieszyńskiemu usunąć te wybryki, nad którymi księża się skarżą, i żeby w popieraniu religii katolickiej okazał należną gorliwość (7. lipca 1662). Wskutek odezwy Urzędu głównego (29. lipca 1662) starosta cieszyński, Kaspar Boreck z Roztropic i Twarkowa, na Grodziszczu i Ropicy, wydał rozporządzenie do wszystkich kolatorów (którzy zarządzali kościoła- mi), właścicieli i obywateli rozkazując im, żeby kaznodziejów u siebie nie trzymali, na odprawianie nabożeństw nie pozwalali, przyrządy i pieniądze kościelne oddali; żeby należytości księżom płacili, budynki naprawiali, żeby na Boże Narodzenie, Wielkanoc, w święto Wylania Ducha i w pamiątkę założenia kościoła czyli kiermasz chodzili na ofiarę; kto by utrzymywał predykantów i odprawiał nabożeństwa, karany będzie grzywną 100 dukatów albo ciężkim więzieniem; dotyczy zaś to rozporządzenie obywateli katolickich i ewangelickich (26. września 1662).

Komisja eliminacyjna.

Sfabrykowanie edyktu poszło łatwo, trudniej jednak było zmusić do jego przestrzegania. Dla uskutecznienia edyktu cesarskiego i dla wzmocnienia kościoła katolickiego przede wszystkim pracować miała owa komisja, która 1654 zamknęła kościoły, która teraz nosiła nazwę religijnej komisji eliminacyjnej, bo miała wyeliminować, wyłączyć ewangelików z po między mieszkańców kraju, a składała się z tego samego proboszcza frysztackiego Otyka i z jego adiutanta, pułkownika Steinkellera. O gorliwości Otyka świadczy wymownie to, że na czele oddziału konnego podczas nieobecności właściciela Jana Fryderyka Larischa wpadł do zamku karwińskiego, skrzynie i szafy rozbił, ubiory i inne rzeczy zabrał a nauczyciela domowego związanego wywiózł. Ten sam Otyk z 20 jeźdźcami w porze nocnej wdarł się do dworu pana wolnego, Jana Wilczka i żonę jego zelżył i bił; na dobrach Katarzyny Harasowskiej kazał związać nauczyciela domowego i mimo zimna i śniegu w nocy 22. stycznia 1663 prowadził z sobą, okrytego tylko koszulą i bił w drodze, tak, że nawet żołnierze oburzali się. Gdzie przyszedł, w Suchej, Lutyni Niemieckiej, Pszczynie, w Skoczowie i Bielsku, dopuszczał się najgorszych gwałtów, żądając utrzymania dla żołnierzy i wojska, a sprzeciwiających się z sobą zabierając. W Cieszynie Otyk tak zuchwale postępował, że obywatelstwo przemocą chciało go wypędzić, i byłoby też tak zrobiło, gdyby nie upomnienia starosty.

Wskutek skargi stanów ewangelickich cesarz polecił Urzędowi głównemu zbadać sprawę i zapobiec podobnym przekroczeniom; za drugą skargą kazał nawet powołać komisję śledczą przeciw Otykowi. Komisja jednak nic nie zrobiła. Otyk przez. więcej niż cztery lata, w sposób sobie właściwy, pil nie pracował nad powiększeniem kościoła katolickiego!

Owoc tej pracy jednakowoż był mały. Mimo groźnej postawy Otyka, właśnie podczas jego największego srożenia się, stany ewangelickie znowu odważyły się pójść do cesarza z prośbą o przyznanie im kościoła przy Cieszynie, popierając swą prośbę wstawiennictwem księcia saskiego i brandenburskie go; a cesarz, jak wynika z odpowiedzi, wysłanej do Cieszyna (6. maja 1664), tym razem polecił nawet Urzędowi głównemu sprawę tę zbadać. Szlachta nie ugięła się mimo gróźb Otyka. W tych czasach właśnie (1666) niejaki Tanner, jezuita, zapisał w liście,, że cała szlachta jest ewangelicką, że pomiędzy 140 członkami stanów wolnych naliczyć można zaledwie 14 katolickich, a w całym Księstwie znajduje się zaledwie 300 katolików. Z pewnością liczył jezuita źle, zbyt czarno przedstawiał mu się stan kościoła katolickiego, ale to też pewna, że ogromna większość ludności, szlachty, obywateli, wieśniaków była w tych czasach jeszcze ewangelicką.

Cóż zrobić, żeby popchnąć dzieło reformowania na katolicyzm naprzód i zgnieść przewagę ewangeli ków w kraju?

Starosta Larisch.

Znalazł się człowiek, który zdawał się być odpowiednim. Jan Fryderyk Larisch z Karwiny, ten, któremu niedawno jeszcze Otyk zabrał nauczyciela zamkowego, stał się starostą. Jakim sposobem! Jako ewangelik! Nie. Przeszedł do kościoła katolickiego i dostał urząd na czelny. Po nim było można się spodziewać, że jako odstępca najlepiej będzie umiał dokuczać dawnym współwyznawcom, że najgorliwiej będzie wypełniał przepisy, przychodzące z Wiednia albo z Wrocławia..

Położenie ewangelików.

Najpierw wzięto na cel ostatnich ewangelików miasta Cieszyna. Po sypała się cała liczba nowych rozporządzeń, skierowanych przeciwko nim. Już 1667 r. (11. marca) rozkazano radzie miejskiej cieszyńskiej, żeby dla ewangelickich sierot ustanowiła opiekunów katolickich; Główny Urząd z Wrocławia rozporządził (24. kwietnia 1669), że wszystką młodzież należy wychowywać w katolickich szkołach miejskich, a nie wysyłać do zamiejscowych szkół ewangelickich, i że prawo przynależności należy przyznać tylko katolikom; wreszcie starosta zakazał obywatelom wychodzić na nabożeństwa ewangelickie do Węgier, a rzemieślnikom za bronił przyjmowania ewangelickich uczniów i pomocników (3. czerwca 1669). Wyszedł nawet rozkaz, że czytać kazań, modlić się i śpiewać wspólnie po domach nie wolno. Kilku opornych rzucono zaraz do więzienia.

Cieszyniakom za dużo było tych zakazów i kar. Dlatego sam magistrat razem z magistratem skoczowskim i strumieńskim udał się do cesarza ze skargą. Cesarz wprawdzie dał znać staroście, że lepiej zrobiłby, gdyby nie wydawał takich rozporządzeń, które wywołują tylko niepokój wśród mieszkańców, że zamiast pisać, lepiej pracować; ale jednak cesarz przyznał, że starosta ma dobre zamiary, i polecił mu, żeby dalej pracował dla kościoła katolickiego, tylko w sposób spokojniejszy, który wydałby korzyści jeszcze większe. (12. września 1669.) - Starosta zarządził sobie też w sposób spokojny, że uwięzionych należy trzymać tak długo, aż odstąpią od błędów, i pod karą grzywny albo więzienia rozkazał radcom i obywatelom przychodzić na nabożeństwa niedzielne, a ojcom rodzin trzymać nadzór nad domownikami.

Korzystniejsze warunki na wsi.

Tak było w mieście, gdzie starosta czuł się mocniejszym; na wsi przedstawiały się stosunki inaczej. Dla stanów i dla ludności wiejskiej wydano wprawdzie też rozkaz, że po domach czytać, modlić się i śpiewać nie wolno. Ale stany Księstwa udały się do cesarza ze skargą na rozkaz starosty i nawet z nową prośba o pozwolenie na wybudowanie kościoła i szkoły, a cesarz chociaż na budowę kościoła i szkoły nie zezwolił, i chociaż zakazał publicznego czytania, ku któremu schodzili się ludzie z innych miejscowości i z innych domów, przecież przyznał. że prywatnie, dla dzieci i własnych domowników czytać, modlić się z nimi i śpiewać wolno (10. lipca 1669). Edykt ten cesarski ma duże znaczenie. Odtąd wprawdzie jeszcze baczniej czuwano nad tym, żeby stany na swoich dworach nie urządzały publicznych nabożeństw: u Henryka Goczałkowskiego w Gumnach na przykład przeprowadzono śledztwo i ukarano go za to, że utrzymywał kaznodzieję, który udzielał ewangelikom komunii św.; do Węgier na nabożeństwa wychodzić ludności wiejskiej też zakazano (12. lipca 1670); natomiast w domu u siebie, dla ludzi swoich, mógł każdy nabożeństwo odprawić. Tyle po zostało ludowi wiejskiemu z nabożeństw, dawniej spoinie odprawianych w pięknych, pełnych kościołach. Przez te prywatne nabożeństwa położenie jego było daleko korzystniejsze od położenia ewangelików miejskich. Nie mogli otwarcie razem bywać po dworach, więc pewnie tym częściej w domu czytali, śpiewali i modlili się.

Ale już sprowadzono nowych ludzi, którzy jeszcze gorliwiej mieli ująć się za sprawą kościoła katolickiego, niż wszyscy jego dotychczasowi opiekunowie. Było trzeba czuwać nad tym, żeby owych rozporządzeń w mieście wydanych przestrzegano, było trzeba postarać się, czy nie można by jeszcze zmniejszyć liczby ewangelików, sprowadzić ich do kościoła katolickiego. Do takiej służby najlepiej nadawali się Jezuici. Znano ich już jako najgorliwszych i najlepszych obrońców katolicyzmu. Oni wytępili przecież zgoła zupełnie ewangelię w innych krajach austriackich; ich sprowadzono także na Śląsk Cieszyński, czarne sługi Rzymu, niewybredne w środkach.

Jezuici w kraju.

Katolickie stany Księstwa prosiły starostę (6. listopada 1669), żeby pozwolono im powołać dwóch albo trzech członków zakonu jezuickiego na misjonarzy dla uskutecznienia "reformacji" kościelnej. Cesarz polecił Urzędowi głównemu w Wrocławiu, żeby w wszelki sposób popierał misję, którą jezuici "z szczególnej gorliwości o dusze dobrowolnie" na się przyjęli. Wkrótce (14. września 1670) było ich już dwóch w Księstwie, Jan Pissek i Paweł Beranek.

Jezuici najpierw poprosili księży katolickich, żeby im donieśli o wszystkich nadużyciach ewangelików. I znów księża skarżyli się tak jak osiem lat temu, że kraj jeszcze nie jest katolickim, że w domach ewangelików znajdują się postylle i inne książki luterskie, że ewangelicy świąt katolickich nie święcą,, że tacy. którzy przed ślubem przyrzekli przejść do kościoła katolickiego, jeszcze są ewangelikami (Karol Goczałkowski w Dzięgielowie), że w Międzyrzeczu przy przejęciu kościoła do służby katolickiej nie było przyborów kościelnych, że u obywateli wiejskich i u szlachty zgromadzają się obcy ludzie na nabożeństwa (u wieśniaka Szymona Waliczka w Zebrzydowicach, u Jana Błendowskiego w Jaworzu); że w licznych miejscach odbywają się po lasach wspólne nabożeństwa, zwłaszcza w okolicy Bielska, gdzie nawet szkoły własne prywatne utrzymują, dzieci wychowują nie po katolicku i wysyłają je na Węgry; że sam hrabia Sunnegh odprawia nabożeństwa razem z poddanymi, kaznodziejów przywołuje, i że przez jednego z nich dał ochrzcić dziecię swoje z pominięciem proboszcza miejscowego; proboszcz bielski Burian doniósł także, że 6. kwietnia 1671 przeczuwając coś, wyszedł z nauczycielem i pięciu żołnierzami, znalazł w lesie licznie zgromadzony lud, stół i stolice do komunii luterskiej, że jednak lud kaznodzieję ukrył i zaczął się bronić. W ogóle Bielsk nazwano "matką kacerstwa luterskiego, piekłem zniszczenia"; wikary tamtejszy pisał, że chociaż księża tamtejsi byli i są mężami godnymi i przez kazania, rozmyślania i procesje wołali Ind na rolę światłości, przecież z boleścią, wyznać muszą, że "przez całą noc robili, ale nic nie pojmali"; nawet ci, którzy nawrócili się, odpadają; rada, obywatele, młodzież, słowem wszyscy zakażeni są najczarniejszym kacerstwem. Inny proboszcz znów podał do wiadomości, że wikary frysztacki Polinus w Roju pochwycił predykanta przy podawaniu komunii, ale że lud przeszkodził mu, gdy chciał kaznodziei wyrwać kielich z ręki; proboszcz cierlicki Orlik skarżył się nawet, że on i jego poprzednik kilka razy zostali pobici przez właściciela Jana Rostka!!

Wobec takich zbrodni (!) należało karać przestępców jak najprędzej i jak najostrzej.

Na podstawie tych doniesień księży, jezuici oskarżyli najpierw kilku członków szlachty ewangelickiej, między nimi Jana Skrbeńskiego i hrabiego Henkla z Bogumina, i uzyskali rzeczywiście nowe ograniczenia ich praw, przede wszystkim to, że utrudniono im przystęp do urzędów.

Zupełne wytępienie ewangelii w Cieszynie.

Następnie z całą mocą zabrali się do obywateli miasta Cieszyna. Nasamprzód uzyskać chcieli jakąś prawną podstawę, która upoważniłaby ich do bezwzględnego prześladowania ewangelików. Wyciągnęli więc z zapomnienia statut religijny księżnej Elżbiety Lukrecji (z 1629 roku), który zarządzał, że w mieście ani na przedmieściach nie należy cierpieć ewangelika. Sam cesarz do starosty cieszyńskiego napisał, że chce, aby we wszystkim postępowano według owego statutu, a jeżeli niekatoliccy obywatele albo rzemieślnicy chcieliby się obecnie albo w przyszłości u cesarza skarżyć z powodu spraw religijnych, należy im wskazać na statut religijny (5. grudnia 1671).

Odtąd nie oglądano się już na żadne względy. Jezuici spisali wszystkich obywateli ewangelickich. Cesarz rozkazał, żeby wszyscy wstąpili do kościoła katolickiego w przeciągu pół roku; którzy nie chcą, niech miasto opuszczą. Ich domy należy obsadzić katolikami, aby się miasto nie wyludniło. Zaczęto utrudniać ewangelikom pobyt w mieście. Księża nie da wali im ślubów, jeżeli nowożeńcy poprzednio nie przyznali się do religii katol. Rodzicom odbierano dzieci małoletnie. Grzebać ewangelików na cmentarzu .nie pozwolono. Sam cesarz napisał, że przecież według statutu, ewangelików w ogóle w mieście cierpieć nie wolno, wiec też nie może być mowy o ślubach albo pogrzebach niekatolickich, a dla obcych niekatolików, którzy przyszliby do miasta a tam by zmarli, należy zaraz wyznaczyć miejsce nie poświęcone poza miastem, tak jak gdzie indziej się dzieje (22. lipca' 1673). Szczytem zarządzeń, skierowanych ku wytępieniu ewangelików, był jednak edykt cesarski, którym zakazano używania wszelkich książek niekatolickich, a jezuitom pozwolono przeszukiwać domy i konfiskować postylle i inne książki nabożne. Po wiedziano, że na czytanie, modlitwy i śpiewy pozwolono tylko stanom, a nie obywatelom, przeto wolno przeglądać domy, a biblie luterskie i postylle odbierać, żeby raz na zawsze uniemożliwić wlewanie w młodzież tego "jadu szkodliwego" (21. lipca 1673). Wiedziano dobrze, że ewangelicy Słowem Bożym się; karmili, więc to Słowo kazano im zabrać, by ich głodem duchowym zamorzyć. W końcu, ponieważ kilku obywateli cieszyńskich, opuściwszy miasto, przecież domów swoich nie sprzedało ani też pozbyć się ich nie chciało, więc cesarz nakazał, żeby rada miejska te domy oszacowała, katolikom sprzedała, a po zapłaceniu długów i zaległych podatków resztę oddała dawnym właścicielom (24. lipca 1675).

Rozumie się, że ewangelicy nie poddali się bez oporu takiemu wyniszczeniu. Sprzeciwiali się. pojedynczym rozporządzeniom, wysyłali deputacje do cesarza, wybierali więzienia zamiast wiary katolickiej, szukali pomocy u elektora saskiego, a nawet magistrat, już pewnie nie ewangelicki, zwracał uwagę, że nie powinno się tych kilku niekatolickich obywateli i ich żon wypędzać, inaczej wszystkie ciężary spadną na katolików, a miasto zresztą katolickie, podlegnie zupełnej -ruinie. Lecz wszystkie te starania poszły na marne. Chociaż z polecenia cesarskiego uwięzionych wypuszczono na wolność, przecież w inny sposób postarano się o to, że miasto Cieszyn, dawniej zupełnie ewangelickie, stało się zupełnie katolickim. W r. 1679 naliczono w Cieszynie już tylko trzy ewangelickie obywatelki.

Cieszyn stał się katolickim; Frydek był zawsze katolickim; Skoczów, Strumień, Frysztat, Jabłonków reformowaniu katolickiemu taksamo uległy jak Cieszyn. Ze wszystkich miast Księstwa Cieszyń skiego jedyny Bielsk w okresie ucisku największego stawiał opór skuteczny, jedyny Bielsk zdołał zachować charakter ewangelicki, który w gruncie rzeczy pozostał aż do chwili obecnej.

Daremne próby reformowania katolickiego w Bielsku.

Jezuici wprawdzie i na Bielsk mieli apetyt. Zresztą proszono ich, żeby przyszli z pomocą. Proboszcz z Komorowic poza Bielskiem donosił im do Cieszyna, że kaznodzieje luterscy z Bielska aż do jego parafii przychodzą i tam z Bielszczanami nocną porą nabożeństwa odprawiają; Bielsk nazwał "piekielną szkołą Lucyfera dla wiary luterskiej". To też jezuici cieszyńscy udali się do cesarza, przed stawili, że w Bielsku, małą tylko rzeczką odgraniczonym od Polski, gromadzi się wszystko złe z Polski, z Węgier i reszty Śląska; że Bielsk jest schroniskiem dla heretyków cieszyńskich, którzy tam dzieci wysyłają dla wychowania luterskiego; że kaznodzieje z Bielska obchodzą wsi, lasy i chatki wieśniacze, i biedny, błądzący lud, który zewsząd się obiega, utwierdzają w herezji, pod przysięgą każą mu ślubować wierność i wytrwanie i pocieszają go nadzieją wolności - nie wiedzieć, jakiej. Żeby za radzić temu złemu, jezuici, donosząc o wszystkim, prosili cesarza, by pozwolił wysłać dwóch ojców zakonu do Bielska dla nawrócenia tamtejszych dusz (20. sierpnia 1676). Cesarz namyślał się wprawdzie, czy wolno w Bielsku przystąpić do reformowania miasta i okolicy na wiarę katolicką, czy przez, to nie naruszy się ugody monasterskiej, i pytał się w liście do Urzędu głównego wrocławskiego, jak się ma sprawa z przywilejami, które hrabia Sunnegh swego czasu dał mieszkańcom Bielska i poddanym swoim w okolicy (29. sierpnia 1676). Namysły te wypadły jednak na korzyść kościoła katolickiego. Jezuici poszli do Bielska, a starosta cieszyński wziął naganę, że dotąd nie dość gorliwie zajął się Bielskiem, a zarazem opiekunów dzieci Sunneghowych uwiadomiono, że starosta cieszyński misjonarzom wysłanym dostarczy pomocy urzędowej, żeby mieszkańców szczęśliwie skłonić mogli do odwiedzania kościołów katolickich i wreszcie do przyjęcia jedynie zbawiennej religii katolickiej. Wszakże mimo te wszystkie zabiegi, mimo liczne zakazy i kary i mimo udzielane rady duszpasterskie, Bielsk wolał pozostać ewangelickim.

Dola i niedola ewangelików po wsiach.

Na wsi również tępienie wiary ewangelickiej Jezuitom nie poszło tak łatwo, jak w Cieszynie.

Jak już wspomniano, wieś razem ze stanami szlacheckimi na podstawie ugody mo nasterskiej zażywała pewnych praw, których mia stom od dawna bezwarunkowo przyznać nie chciano.

Wiadomo nam, że już w 1669 roku cesarz zabraniając nabożeństw publicznych zezwolił przecież na nabożeństwa prywatne odprawiane dla własnych domowników. Wtenczas nawet biskup wrocławski Sebastian zgodził się na udzielanie funkcji kościelnych ewangelikom wiejskim (3. kwietnia 1671). Dwa lata zaś później, gdy nowy biskup zakazał ewangelików grzebać na cmentarzach i zakazał spełniania jakichkolwiek funkcji na ewangelikach,, cesarz, pomijając życzenia biskupie, zarządził, że w tych czasach "niepewnych", po wsiach niekatolikom funkcje ślubne, chrzestne i pogrzebowe bez przeszkód ze strony duchowieństwa katolickiego,, zostawić należy, że więc należy się, żeby ksiądz katolicki chrzcił, ślub dawał i grzebał także ewangelików, o ile należności za funkcje zapłacono; tylko do pogrzebania ciała na miejscu poświęconym na leży mieć pozwolenie od władzy kościelnej (22. lipca; 1673), do czego biskup dodał jeszcze, że zwłaszcza na złożenie zwłok niekatolika w kościele potrzebne jest wyraźne zezwolenie władzy biskupiej (12. grudnia 1673). Wobec takiego postanowienia, położenie ewangelików wiejskich jeszcze mogłoby być nie najgorsze. Zwłaszcza, że cesarz najwyraźniej oświadczył, że w Księstwie Cieszyńskim należy uwzględnić różnicę między miastem a wsią; miasto Cieszyn bowiem podlega statutowi religijnemu Elżbiety Lukrecji i słusznie musi poddać się "reformacji", natomiast wsi na podstawie ugody monasterskiej przysługują pewne prawa religijne (7. lipca 1674).

Uszczuplanie praw ugodą monasterską przyznanych.

Tylko że te prawa bardzo już okrojono. W ugodzie powiedziano, że ewangelikom śląskim wolno wychodzić do miejscowości sąsiednich na nabożeństwa; a cesarz zakazał wychodzenia na Słowaczyznę. Ewangelikom nie mogły wystarczyć nabożeństwa prywatne. Odczuwali konieczną potrzebę nabożeństw wspólnych, w kraju czy poza krajem, przy których mogliby się poskarżyć, naradzić, pocieszyć wzajemnie, z ust kaznodziei posłuchać żywego Słowa Bożego i jednolicie rość w jeden zbór Chrystusowy. Słuchali więc Boga więcej niż ludzi. Nabożeństwa w lasach i górach odbywały się dalej. Gorliwe stany ewangelickie zapraszały dalej na dwory swoje poddanych, czytając im postyllę. A z drugiej strony cesarz żądał, żeby stany poddanych swoich przymuszały do odwiedzania nabożeństw katolickich (7. lipca 1674), kazał na nowo ogłosić przepisy o predykantach i nabożeństwach -domowych (31. sierpnia 1675), zakazał ponownie wy chodzić na nabożeństwa poza Księstwem. Jezuici zaś szpiegowali i donosili o wszystkim, co ewangelicy czynili; donosili o nabożeństwach wspólnych na Wiśle w dolinie Bukowej, w okolicach Cieszyna, w Oldrzychowicach, w Pierścu, gdzie pono kilka tysięcy ludu zgromadzało się i przez trzy dni razem przebywało; donieśli, że Karol Sobek i starszy Radetzki poddanych swoich nakłonili do opuszczenia kościoła katolickiego; jezuita Pissek czuwał nad starostą cieszyńskim, żeby wypełniał rozkazy cesarskie; a nawet poróżnił się z nim, gdy starosta żądał wydania dwóch morderców dla ukarania, a on trzymał ich w ukryciu. Postępowanie Pisska było nieraz tak "bezczelne, że cesarz sam zapytał się przełożonego prowincjała zakonnego, czy nie należy Pisska usunąć, a na jego miejsce innego jezuitę powołać. Pisska nie odwołano, jak się wyrażono, dlatego, "aby cześć zakonu przez to nie ucierpiała". Tak panowali sobie jezuici bezpiecznie, rządząc krajem i cesarzem; a pod ich wpływem ewangelicy i ich kaznodzieje leśni pod legali nowym uciskom i nowym karom. Za udział w nabożeństwach tajnych karano osoby ze stanów grzywną stu dukatów albo i więcej, inni płacili l-2 marek. Pozatym ewangelickiej szlachty i stanów do urzędów krajowych więcej nie dopuszczano.

Z biegiem czasu pojawiły się jednak jeszcze trzy sposoby dokuczania ewangelikom: zakaz wychodźstwa i wysyłania dzieci do szkół zamiejscowych, oddawanie sierot pod opiekę katolicką, odmawianie ślubów ewangelickich.

Zakaz wychodźstwa.

Kto mógł, ten chętnie opuścić chciał kraj, żeby uwolnić się od ucisku religijnego. Zwłaszcza dzieci wysyłano do szkół zamiejscowych, gdzie wśród ewangelików wyrosłyby na dobrych ewangelików. Były wdowy, które sposobność miały wyjść za mąż poza Księstwem. Według ugody monasterskiej należało zezwolić im na opuszczenie niegościnnych stron ojczystych. Jednakże cesarz rozporządził, że opuścić kraj wolno tylko za jego zezwoleniem (1681). Cesarz chciał wszystkich mieszkańców zatrzymać w kraju, bo cieszył się nadzieją, że z czasem wszystkich zdoła sprowadzić do owczarni papieskiej. Katoliccy opiekunowie.

Żeby powiększyć liczbę katolików, uważano za najstosowniejsze zabrać się do dzieci. Zabierać ich z domu rodziców żyjących nie było można, ale pokuszano się o sieroty, zwłaszcza o sieroty szlachty i stanów.

Zaszedł wypadek taki. Wilhelm Bees, właściciel większy, zmarł, pozostawiając żonę i dzieci. Testamentem zarządził, że dzieci mają być wychowane w wierze ewangelickiej, i zarazem ustanowił dla nich opiekunów ewangelickich. Opiekunowie wy słali dzieci na Dolny Śląsk na wychowanie. Starosta cieszyński zaraz sprzeciwił się temu i doniósł o zajściu cesarzowi. Cesarz zawyrokował, że prawo rozstrzygania o wychowaniu sierot przysługuje jedynie panującemu, jako najwyższemu opiekunowi. Mocą tego prawa rozporządził, że starosta testamentu Beesowego uznać nie powinien, że opiekunowie niekatoliccy mają dzieci natychmiast do kraju sprowadzić, a dzieciom należy dać opiekuna katolickiego, który troszczyć się będzie o ich wychowanie (16. czerwca 1683).

Jak to? Ojciec był ewangelikiem, matka też ewangeliczką, a tu dzieci mianoby jej odebrać i pod opiekuńczą władzą katolicką wychowywać w wierze katolickiej; nawet syna, który liczył już lat osiemnaście. Taki sam los mógłby spotkać każdej chwili także inne dwory szlacheckie. Opiekunowie dzieci Beesa, a równocześnie wszystkie stany wniosły rekurs do cesarza, z prośbą o wolność w wychowywaniu dzieci (w kwietniu 1684). Nawet do księcia brandenburskiego udali się, a ten znów skłonił innych książąt ewangelickich do wspólnego przedłożenia cesarzowi na sejmie w Regensburgu próśb ewangelików śląskich WT sprawie wychodźstwa i wychowywania sierot (w lipcu 1685). Odpowiedź z tronu cesarskiego nadeszła dopiero cztery lata później.

Ślub środkiem do nawracania.

Tymczasem wśród duchowieństwa katolickiego zagnieździł się już nowy sposób na ewangelików. Po co czekać, aż ojcowie pomrą, żeby potem dopiero sieroty sprowadzać do kościoła rzymskiego1? Daleko lepiej przecie, żeby ewangelicy w ogóle przychówku nie mieli. O to zaś najłatwiej postarać się było można tą drogą, że ewangelików" przed ślubem zmuszano do wstąpienia do kościoła katolickiego, mianowicie nie tylko, gdy para była pod względem wyznaniowym mieszana, ale także gdy obie strony wyznawały wiarę ewangelicką.

Gdy chodziło o wytępienie ewangelii w mieście Cieszynie, cesarz (1673) zarządził, że kiedy ewangelikom nie wolno w Cieszynie przebywać, to też nie wolno dawać im ślubów. Szesnaście lat później administracja biskupia przypomniała sobie owe rozporządzenie cesarskie i wymyśliła, że co cesarz powiedział o Cieszynie, to pewnie zastosować można do całego Księstwa, i polecono księżom, żeby ani po wsiach, należących komorze, ani po wsiach szlacheckich i w ogóle nigdzie nie dali nikomu ślubu, jeżeli poprzednio nie przeszedł do "wiary zbawiennej" i takowej nie wyznał publicznie; przechodzących zaś należy najpierw przez pewien czas wiernie nauczać początków wiary prawej, ich wątpliwości i błędną naukę zbijać i w taki sposób łagodny przy gotować ich do wyrzeczenia się herezji i wyznania wiary (7. czerwca 1689). Tym sposobem zwłaszcza lud wieśniaczy chciano wprowadzić do kościoła katolickiego.

Nie wiadomo, czy bardzo łagodnie postępowa no z przechodzącymi, nie można też powiedzieć, czy w przechodzących zdołano wlać szczere przywiązanie do kościoła rzymskiego; wiadomo jednak, że w przeciągu niespełna trzech lat 378 par przeszło na katolicyzm.

Stany ewangelickie zaraz z początku przewidywały taki wynik rozporządzenia biskupiego. To też udały się do administracji biskupiej z prośbą,, by krzywdzące rozporządzenie cofnęła, z powodu tego, że lud dla ucisku religijnego licznie opuszcza kraj i wychodzi do Węgier albo do Polski, gdzie panuje wolność wyznania. Taką samą prośbę podano także do cesarza. A legaci elektora saskiego i brandenburskiego przedłożyli w Augsburgu cesarzowi memoriał w sprawie wszystkiego ucisku, jaki ciążył na ewangelikach śląskich, domagając się w imieniu Śląska zupełnego wypełnienia Ugody monasterskiej (16 stycznia 1690).

Cesarz odpowiedział, że Ugody monasterskiej w niczym nie naruszono. W ugodzie bowiem przy znano ewangelikom na Śląsku tylko trzy kościoły, w Świdnicy, w Jaworzn i Głogowie, a poza tym po wiedziano tylko tyle, że ewangelikom śląskim wolno wychodzić do miejscowości sąsiednich na nabożeństwa, albo też kraj opuścić (1. lutego 1690). Cesarz mylił się, twierdząc, że Ugody nie naruszono, ale słowo jego było trzeba przyjąć do wiadomości; on zaś wydawał dalej edykty według własnej woli.

Edykty cesarskie o sierotach i ślubach.

W sprawie wychowania sierot cesarz wydał do władz tajną instrukcję, której ogłosić publicznie nie pozwolono. Powiedziano w niej, że cesarz życzy sobie, by nad wzrostem prawowiernej religii pracowano bez gwałtów, z wszelką łagodnością, polecono jednak opiekunom ewangelickim nad sierotami szlacheckimi przyłączać opiekunów katolickich; gdyby zaś ewangelicki opiekun, zmarł, to na jego miejsce powołać należy katolickiego; ewangeliccy opiekunowie mają zarządzać majątkiem sierot a ich wychowaniem pokierować mają katoliccy; w wypadkach niejasnych rozstrzyga cesarz, a przeciw jego rezolucji nie ma rekursu (rozporządzenie Urzędu głównego z 25. kwietnia 1690).

Instrukcji tej stanom nie ogłoszono, a staro sta cieszyński na jej podstawce dalejże cytować przed urząd ewangelickich opiekunów sierot po Wilhelmie Beesie z Krościny, po Janie Czamerze z Iskrzyczyna, po Wilhelmie Lhockim z Lhoty, po Bernacie Ruckim z Rudz, grożąc im karą 100, potem 500 dukatów. Stany, nie wiedząc o tajnej instrukcji udały się do cesarza z reknrsem i prośbą o pomoc (21. sierpnia 1690); poczekawszy jakiś czas, prosili jeszcze raz o przyjęcie rekursu (5. październ. 1690). Udali się do niemieckich stanów o pośrednictwo. Sam Karol XL, król szwedzki, polecił delegatowi swemu w Niemczech, żeby dopilnował sprawy ewangelików śląskich (w Sztokholmie 7. marca 1691). Załatwienie cesarskie nie przychodziło. W dwa lata później, gdy opiekuna dzieci po Czamerze z Iskrzyczyna w Cieszynie aresztowano, chcąc go przytrzymać tak długo, ażby oddał sieroty do wychowania katolickiego, stany jeszcze czekały odpowiedzi cesarskiej na rekurs wniesiony. Ale odpowiedzi nie było, bo cesarz rekursów już nie przyjmował.

W sprawie zaś ślubów, na ponowną prośbę stanów (14. września 1691) cesarz w rozporządzeniu do starosty cieszyńskiego (17. czerwca 1692) wyraził niezadowolenie z tego, że starosta zgodził się na po lecenie władzy biskupiej, żeby ewangelików przed ślubem zmuszać do przyjęcia wiary katolickiej. Jednak niezadowolenie takie nie odnosiło się do samego polecenia, tylko do tego, że to właśnie władza biskupia tak zarządziła, kiedy przecie w sprawach tych cesarz rozstrzyga. Cesarz też nie zniósł zarządzenia biskupiego, polecił tylko, żeby starosta prze konał się, czy owe 378 par rzeczywiście szczerymi są katolikami, czy innych tyle nie wywędrowało, czy nie naraża się kraju na wyludnienie i czy przez wymuszanie udawanych nawróceń nie bluźni się Bogu.

Położenie ewangelików w Księstwie.

W Księstwie Cieszyńskim mimo wszystko, mimo te uciski bluźniercze, jak cesarz sam je nazwał, ewangelii nie wytępiono zupełnie. Wyniszczono ją w Cieszynie, wyniszczono w Skoczowie, Strumieniu, Jabłonkowie i Frysztacie, wykorzeniono nawet w niejednej wsi, zwłaszcza we włościach panów katolickich, było już wówczas tak, że obok wsi zupełnie ewangelickiej była druga zupełnie katolicka; wyniszczono ewangelię po wsiach północnych koło Frysztatu i Bogumina, ale w Bielsku pozostała i w okolicy Bielska, własności Sunneghów, pozostała także koło Cieszyna i Skoczowa i we wsiach górskich, nawet koło Jabłonkowa i w Istebnej, dziś katolickiej, zwłaszcza po wsiach, należących do cesarskiej komory cieszyńskiej.

Uciski były ciężkie i różnorodne. Stany w różnych prośbach kilka razy je wyliczały. Księstwa Cieszyńskiego nie zrównano ze Świdnicą, Jaworzem i Głogowem, mimo przyrzeczenia z r. 1642, opuszczać kraj zakazano, stany szlacheckie od urzędów odsądzono, katolickie stany zmuszały poddanych do przyjęcia religii katolickiej, sieroty po stanach ewangelickich przez opiekunów katolickich sprowadzano do kościoła rzymskiego, pary narzeczone zmuszano do wyznawania religii papieskiej. Ewangelików trzymały nabożeństwa domowe, książki, które zgoła zalały kraj, książki ewangelickie czeskie i polskie, które do dziś przechowały się u ludu śląskiego, książki nieraz drogocenne, jakich gdzie indziej nawet już niema (postylla ks. Andrzeja Schoenflissiusa, pastora wileńskiego); karmiły ich i ratowały zwłaszcza Biblia polska, Postylla ks. Samuela Dambrowskiego, książki, pochodzące od ewangelików z dalekiej Litwy, i Śpiewnik ks. Trzanowskiego, ziomka śląskiego. Oprócz tego chętnie prze pisywano książki. Tak robił Krzysztof Bernard Skrbeński. Poza nabożeństwami domowymi utrzymywały ewangelików śląskich zakazane nabożeństwa wspólne po górach i lasach i nabożeństwa, na jakie wychodzili od stron cieszyńskich na Słowaczyznę, a od stron bielskich do Polski. Przede wszystkim jednak ewangelików strzegła Ugoda monasterska, której cesarz przecież nie mógł zupełnie ominąć i obawa cesarza, że przy zbyt dużym naprężeniu kraj, zwłaszcza w jego własnościach, mógł się wyludnić.

Żeby kiedykolwiek lepiej mogło być, tego według rozumowania ludzkiego nie było można się spodziewać.

W innych częściach Austrii wytępiono ewangelię zgoła zupełnie. W innych księstwach śląskich był ucisk taki sam jak w Cieszyńskim. Ostatni Piastowie w Księstwie Legnickim, Brzeskiem i Wolawskim, ewangelicy, wymarli (1675). Ich księstwa stały się własnością cesarza i podległy podobnemu uciskowi co inne. Z dawniejszych przeszło 1500 kościołów ewangelickich na całym Śląsku pozostała zaledwie 224. A nawet w Świdnicy, Jaworzu i Głogowie, gdzie przecież w Ugodzie monasterskiej przy znano trzy kościoły i zupełną wolność wyznania, ewangelicy doznać musieli najróżniejszych ograniczeń praw, zwłaszcza najróżniejszych przykrości ze strony duchowieństwa katolickiego.

Nigdzie nie było oparcia, nawet na przedstawienia książąt saskich i brandenburskich, ani na głos Karola XI., króla szwedzkiego, cesarz nie zważał, a w kraju popierał jezuitów, ofiarując im w Cieszynie trzy domy na własność.

Ewangelicy Księstwa Cieszyńskiego mimo to wszystko nadziei nie tracili. Stany zachęcały się na wzajem, że trzeba tylko, aby "jednota a swornost była"; akta, odnoszące się do praw dawniej im przy znanych, przechowywali pilnie, jeżeli nie było można gdzie indziej, to w dziurach skalnych; wybrali deputowanych, którzy by stale zajmowali się sprawami religijnymi (już w roku 1691).*)

Jeszcze było trzeba czekać długi czas. W roku 1701 wyszedł jeszcze dekret cesarski, żeby tym właścicielom, na których gruncie pojawi się kaznodzieja leśny, zabrać połowę majętności na rzecz skarbu państwowego, tych zaś, którzy biorą udział w nabożeństwach tajnych, ukarać na ciele i życiu (Wrocław, 22. grudnia 1701).

Przetrwali ewangelicy tyle lat, trwali dalej w wierze i nadziei, aż okazało się, że ich nadzieje nie były marne.

*) Protokół uchwały podpisali: Wacław Jerzy Wilczek, Jan Jerzy Skrbensky, Balcar Szebiszowski, Wilhelm Golkowski, Jan Teodor Wek, z Kwitkowa, Nikolas starszy Kloch, Jędrzej Żirowski z Żirowa, Gottfried von Logau i Altendorf, Nikolas Kloch z Kornie, Frydrich Pelhrzym, Jerzy Skoczowski z Kojkowic, W. Pelhrzym z Trzenkowic, Karol Ferdynand Fragstein, Karol Henryk von Twardawa, Jędrzej Gurecki z Kornie, Jerzy Marklowski z Żebracza, Wilhelm Foglar, Jan Rymultowski z Kornie, Karol Frydrych Pelhrzym z Trzenkowic, Wacław Fryderyk Kloch, Frydrych Cardinal z Widernu, Francz Ludwig Sobek z Kornie, Ferdynand Bees z Krościny, Joachim Krystof Marklowski, Jan Waczlaw Karasowski, Jan Dietrich Goezalkowski, Kaspar młodszy Pelhrzym, Jan Kaspar Pelhrzym, Rudolf Weichardt Skrbenski, Ludwik Guretzki z Kornie, Waczlaw Tschamer, Jirzi Bernhard Gurecki z Kornie, Jan Jirzy Żyrowski, Wilim Cardinal z Widerman, Bernhard Marklowski, Bernard Wacław Rostek, Friedrich Wilhelm Wilimowski, Friedrich Tschammer z Iskrziczina, Daniel Starzyński. - Niektórych brakuje jeszcze wśród podpisanych, przedewszystkiem Jerzego Fryderyka Bludowskiego.

Na początek bieżącej strony Literatura Chrześcijańska - strona główna