Przybicie przez Marcina Lutra na drzwiach kościoła zamkowego w Wittemberdze 95 tez wywołało szeroki oddźwięk i niemałe zamieszanie w Kościele. Jedną z prób uspokojenia wzburzenia umysłów, uciszenia Lutra i ośmieszenia jego twierdzeń podjął Jan Eck, profesor teologii na uniwersytecie w Ingolstadt. Wydał kilka pism, m.in. Obeliski, w odpowiedzi na które Andrzej Bodenstein, zwany powszechnie Karlstadtem, opublikował tezy broniące Lutra. Luter milczał na te zaczepki zobowiązany do tego na podstawie zawartego wcześniej porozumienia z Karolem Milticem, wysłannikiem papieża Leona V. Umowa jednak zobowiązywała obie strony do milczenia odnośnie kwestii spornych, aż do czasu wydania rozstrzygającego wyroku o naukach Lutra. Jednak walka na arenie teologii stawała się coraz bardziej zacięta. Eck rzucił rękawicę szukając sprzyjającej sposobności. Podniósł ją Karlstadt. Eck ogłosił 13 tez zbijających główne nauki reformatora. Trzynasta teza Ecka brzmiała:
Zaprzeczamy twierdzeniu, jakoby Kościół rzymski dopiero za pontyfikatu papieża Sylwestra został wywyższony ponad inne kościoły; owszem utrzymujemy, iż wszyscy, którzy na Stolicy Piotrowej zasiadali i wiarę jego wyznawali, byli po wszystkie czasy następcami Piotra i namiestnikami Chrystusa.
Papież Sylwester żył za panowania Konstantyna Wielkiego. Eck zaprzeczał temu, że pierwszeństwo Rzymu pochodziło od cesarza Konstantyna Wielkiego. Rzym zerwał więc ugodę; co więcej, dając hasło do boju zagaił rozprawę o przedmiocie.
Luter niechętnie podjął wyzwanie rzucone przez Ecka. W liście do księcia elektora napisał:
Widzi Bóg, że koniecznie miałem zamiar milczeć. Naprawdę cieszyłem się na zakończenie tej sprawy. Umowy, którą z komisarzem papieskim zawarłem, przestrzegałem tak ściśle, że się ani szyderstwami wrogów, ani namowami przyjaciół nie dałem nakłonić do dania odpowiedzi Sylwestrowi Preriemu. Ale teraz Doktor Eck zaczepia mię, a to nie tylko moją osobę, ale cały uniwersytet wittenberski. Tego ja nie mogę znieść, by prawdę tak obrzucano błotem.Luter pisał list za listem do księcia Jerzego, pod którego berłem było miasto Lipsk, prosząc o tę łaskę, aby mu wolno było przybyć do Lipska i wziąć udział w dyspucie. Wnuk czeskiego Podiebrada drżał z powodu tezy Lutra o znaczeniu papieża, lękając się, aby i na saskiej ziemi nie wszczęła się wojna, której Czechy przez tak długi czas były widownią. Obawa ta nakłoniła Jerzego do odmówienia prośbie Lutra. Reformator wydał wtedy bliższe wyjaśnienie do swej trzynastej tezy, ale i to nie zmieniło przekonania księcia, owszem, utwierdziło ono go w nim. Żadnym sposobem, nie chciał książę na to zezwolić, aby Luter dyskutował; lecz nie zabraniał mu przybyć do Lipska w charakterze prostego widza. Wyrok powyższy nie odpowiadał oczekiwaniom Lutra. Kierowany jednak tym życzeniem, by służyć Bogu, postanowił reformator udać się do Lipska, przypatrzyć sprawie i - czekać.
Co do publicznej dyskusji mającej się odbyć między Eckiem a Karlstadtem, to książę jak najusilniej jej sprzyjał. Jerzy był zwolennikiem dotychczasowej nauki, ale jako człowiek szczery, otwarty i sprzyjający zasadzie swobodnego dochodzenia prawdy, nie podzielał on zdania, jakoby każda nauka już dla tego miała być heretycka, że nie znajdowała w Rzymie upodobania. Z drugiej strony ulegał Jerzy wpływom Fryderyka. Przedstawienia elektora utwierdziły go w powyższym przekonaniu, tak iż wydał rozkaz, aby dyskusja się odbyła. Biskup Mersenburga Adolf, do którego diecezji miasto Lipsk należało, rozumiał lepiej od Miltica i Kajetana, jak niebezpieczną jest w sprawach tak wielkiej doniosłości, polegać na niepewnym wyniku dyskusji uczonych. Czy Rzym miałby zdobycze kilkunastu wieków na tak wielkie narażać niebezpieczeństwo?
Wszyscy teolodzy lipscy, którzy powyższą obawę podzielali, nalegali na biskupa, aby w sprawie tej poczynił zabiegi. Biskup robił księciu Jerzemu usilne przedstawienia, ale książę odpowiedział na to bardzo rozsądnie: Dziwię się, jak biskup może odczuwać odrazę do starodawnego, od ojców przekazanego zwyczaju, według którego w wątpliwych kwestiach dotyczących wiary dochodzono prawdy na drodze badania i roztrząsania rzeczy. Jeśli teolodzy nauk swych nie chcą bronić, to niech ich treścią lepiej zajmują się stare baby i dzieci bawią, które przecież prząść i śpiewać umieją". [...]
Adolf, biskup Mersenburgu, nie mógł opanować swego niepokoju. Dowiedziawszy się o przybyciu Karlstadta i Lutra, zanim jeszcze reformatorzy z powozu wysiedli, kazał na drzwiach kościołów przybić ogłoszenie, w którym wszystkim dyskutującym zagroził karą klątwy. Książę Jerzy zdumiał się bardzo nad zuchwałością biskupa, rozkazał radcy miasta, aby powyższe ogłoszenie zerwano, i aby sługę, który je przybił, wtrącić do więzienia. Książę zjechał do Lipska z całym swoim dworem. [...]
Ledwie się Eck o przybyciu Lutra dowiedział, zaraz go odwiedził. "Cóż to - zapytał Eck - powiadają, że ty ze mną dyskutować nie chcesz!" Luter odpowiedział, że jemu nie wolno, ponieważ książę Jerzy zabronił dyskutować publicznie. Eck odpowiedział: "Jeśli z tobą nie mam dyskutować, to i z Karlstadtem dyskutować nie będę. Ja dla ciebie tutaj przybyłem". Po chwili namysłu zwrócił się do Lutra: "A jeżeli ci u księcia wyrobię pozwolenie, czy wtedy wystąpisz?" Luter (uradowany): "Wyjednaj mi pozwolenie, a będziemy ze sobą dyskutowali!" Eck pobiegł do księcia, usiłował wybić mu z głowy jego obawy, oraz przekonać go, że zwycięstwo będzie na pewno po jego stronie, że powaga papieża nie ucierpi na tym i że nową okryje się chwałą. "Głowę trzeba złamać. Póki Luter stoi, wszystko stoi; ale niechaj on upadnie, to wszystko się skończy." Jerzy wydał od siebie stosowne pozwolenie. [...]
Poniższy opis Lutra i Ecka nakreślony został ręką Mosselanusa, jednego z bezstronnych świadków rozprawy w Lipsku.
Marcin jest człowiekiem średniej postawy. Z powodu ciągłych studiów wygląda na tak wycieńczonego, iż chyba nietrudno można by policzyć wszystkie jego kości. Znajduje się prawie w najlepszych latach, ma dźwięczny i doniosły głos. Co zaś do nauki i jego zrozumienia Pisma Świętego, to nie ma on równego sobie, wszystko zgoła służy mu na zawołanie. Nie brak mu przedmiotu do mówienia; owszem, wielki ma on zasób i przedmiotów i wyrazów. W tym chyba można by znaleźć pewien niedostatek, że nie zawsze takowe potrafi wykorzystać. W życiu i obejściu się z ludźmi jest grzeczny i uprzejmy, nie ma w sobie nic wymuszonego czy zarozumiałego, i z każdym umie się znaleźć. W towarzystwie podtrzymuje on ożywioną i przyjemną zabawę, jest wesół i pewien siebie; zawsze w dobrym usposobieniu pomimo iż przeciwnicy jego ciągle go atakują. Nie można oprzeć się wrażeniu, że rzeczywiście nie bez Bożej pomocy w tak wielkich działa on sprawach. Prawie wszyscy zaś zarzucają mu, że w odprawie dawanej innym zachowuje się zbyt szorstko i opryskliwie, daleko więcej niż przystało na teologa, a tym bardziej na teologa podnoszącego nowe nauki. [...]
Eck jest człowiekiem wysokiej i barczystej postawy, ma silny, prawdziwie niemiecki głos, silną budowę tak iż nie tylko do teatru, ale także i na herolda w wojsku by się nadawał. Jednak głos jego jest bardziej gruby niż doniosły, i nie ma bynajmniej tego czystego dźwięku jaki Fabiusz i Cycero zachwalają. Usta, oczy i cała twarz jego każą prędzej domyślać się w nim rzeźnika lub żołnierza niż teologa. Co zaś się jego głowy tyczy to ma on wyborną pamięć. Gdyby jednak rozum jego był równie wyborny, byłby doskonałym człowiekiem. Brak mu jednak talentu szybkiego pojmowania rzeczy, tudzież bystrości myślenia, bez czego wszystkie inne zdolności są niczym. Do tego jeszcze przytacza w czasie dyskusji tyle wyroków biblijnych, tyle zdań nauczycieli Kościoła i różnych innych argumentów bez jakiegokolwiek względu na ich treść, bynajmniej o to nie dbając, jak bardzo są one oziębłe, jak do rzeczy nie pasują, jak są udane i sofistyczne ... Przy tym odznacza się niesłychanym zuchwalstwem, które potrafi nader podstępnie przykrywać. Znalazłszy się bowiem w kłopocie porzuca naraz swój temat i natychmiast gada o czymś innym; niekiedy znowu przywłaszcza sobie nagle zdanie przeciwnika ubierając je w inne słowa, a swoje niedorzeczne twierdzenia z niezmierną przebiegłością wkłada w jego usta.
Poniżej przedstawiony jest streszczenie przebiegu owej słynnej dyskusji.
Dyskusja między Lutrem a Eckiem rozpoczęła się dnia 4 lipca. [...] Umysły były nie mało zaciekawione, gdyż przedmiotem była naczelna władza papieża. [...] O godzinie 7 rano stanęli dwaj przeciwnicy, każdy na swoim miejscu. Naokoło nich zgromadziła się wielka ilość uważnych słuchaczy.
Eck nie uważał się za zwyciężonego, przytoczywszy inne jeszcze dowody powiedział dalej, że z Rzymu, jak mówi Cyprian, wyszła jedność duchowieństwa.
Eck zapuścił się w pole, które Luter znał od niego lepiej. Nie umiał on jeszcze udowodnić, że papiestwo istnieje dopiero od czterystu lat. Eck cytował i dawniejsze powagi, przeciwko którym Luter nie miał nic do powiedzenia. Krytyka nie wzięła jeszcze do badania fałszywych dekretałów Izydora. Im jednak bardziej się zbliżano do pierwszych wieków, tym bardziej czuł się pewnym Luter. Eck powoływał się na zdania Ojców Kościoła, a Luter mu na nie odpowiadał ich zdaniami. Widocznie przewyższał Luter nauką swego przeciwnika; uznać to musieli wszyscy słuchacze.
Głównym dowodem o prawdzie przekonania Lutra było to, iż Grecy nigdy papieża nie uznawali, a mimo to nigdy nie ogłoszono ich heretykami, oraz że Kościół grecki istniał i istnieć będzie bez papieża, a nie mniej od rzymskiego jest Kościołem Chrystusa.
Eck dowodził przeciwnie, że Kościół chrześcijański nie sięga dalej niż Kościół rzymski, oraz że Grecy, czyli członkowie Kościoła wschodniego w ogóle, opuściwszy papieża, tym samym zaparli się wiary chrześcijańskiej i bezwarunkowo są heretykami.
Taki był mniej więcej przebieg owych rozmów. [...] Dnia 11 lipca rozmawiano o odpustach. [...] Eck podzielał zgoła we wszystkim zdanie Lutra. Sam to oświadczył, że prawie we wszystkim zgadzałby się z Lutrem, gdyby z nim o naczelnej władzy papieża nie dyskutował. Potem z kolei przechodzili do innych nauk: o pokucie, rozgrzeszeniu, którego udzielają duchowni, o uczynkach pokutnych, itp. Jak zwykle, tak i tutaj Eck zawsze cytował tylko zdania scholastyków, dominikanów, oraz odpowiednie ustawy papieskie. Luter wyprowadził stąd następujący wniosek:
Doktor Eck ucieka widocznie przed Pismem Świętym jak diabeł przed krzyżem. Mimo mego najgłębszego poszanowania dla Ojców Kościoła, daleko więcej znaczy dla mnie autorytet Pisma Świętego, które ja przyszłym sędziom polecam.
Tak zakończyła się dyskusja Lutra. Karlstadt rozprawiał jeszcze przez dwa dni z Eckiem o zasłudze człowieka, i czy człowiek może ją sobie zjednać przez tak zwane dobre uczynki. 16 lipca nastąpił koniec; rektor uniwersytetu lipskiego zamknął dyskusję stosownym przemówieniem. Po jego zakończeniu zagrzmiała huczna muzyka, po czym zaśpiewano pieśń Te Deum laudanus (Ciebie Boże wysławiamy).
Ale ten końcowy śpiew nie odbywał się już z takim nabożeństwem, z jakim śpiewano Veni Spiritus (Przybądź Duchu Święty) na rozpoczęcie dyskusji. Zaczęły się już sprawdzać niektóre przeczucia. Walka odbyta pomiędzy wyrazicielami dwóch prądów nauki ciężką zadała ranę papiestwu.
Opracowano na podstawie J. H. Merle d'Aubigne: ""Historia Reformacji XVI wieku" tom 2.