Literatura polska XVII wieku.

Literatura nasza w wieku XVII nie utrzymała się na tym wysokim poziomie, na jaki się wzniosła w stuleciu XVI: posiada wprawdzie utwory tak piękne jak poezje łacińskie Sarbiewskiego, Sielanki Szymonowicza, Roksolanki Szymona Zimorowicza i Psalmodia Kochowskiego, tak kunsztowne jak liryki Jędrzeja Morsztyna, tak niepospolite jak kazania Birkowskiego, Wojna Chocimska Potockiego i Pamiętniki Paska - a jednak, na ogół biorąc, jest od literatury wieku złotego znacznie niższa, traci stopniowo to, co w stuleciu XVI było główną jej ozdobą i chwałą: mądrość i szlachetność treści oraz piękno formy.

Ten zaś upadek literatury tłumaczy się upadkiem oświaty. W wieku XVI oświata była nie tylko wysoka, ale i szeroka: nie tylko szlachta, ale i mieszczanie garnęli się do nauki, uczyli się nawet chłopi, czego najpiękniejszym dowodem - Janicki. Teraz chłopi, coraz to silniej uciskani, nie biorą udziału w życiu umysłowym Polski, a miasta, coraz więcej upadające- o wiele mniejszy niż dawniej. Szlachta zaś uczy się w prawdzie, ale już nie tak jak dawniej i nie tyle za granicą, jak w XVI stuleciu, ile w domu; w domu zaś mnożyły się szkoły, lecz nie odpowiadały swojemu zadaniu, bo ani nie rozwijały umysłu, ani nie kształciły charakteru.

Najgorliwiej krzątali się koło oświaty jezuici, których sprowadził do Polski Hozjusz (jeszcze za Zygmunta Augusta) - do walki z reformacją. Za najskuteczniejszą broń do tej walki poczytywali oświatę, zakładali więc szkoły w Koronie i na Litwie i szybko umieli sobie zjednać zaufanie ogółu, i to nie tylko schlebianiem szlachcie i podbijaniem bębenka magnatom, ale także rygorem szkolnym i systematycznością nauki. Czego uczyli jezuici? Głównie troszczyli się o to, aby uczniowie byli prawowiernymi katolikami: osiągnęli swój cel w zupełności, ale jednocześnie zatruwali serca duchem fanatyzmu, nietolerancji, nienawiści względem wszystkiego co niekatolickie; a i umysłów nie rozwijali, owszem, ogłupiali je raczej, bo poza religią i dewocją uczyli prawie wyłącznie łaciny: znajomość gramatyki łacińskiej (według osławionego podręcznika jezuity hiszpańskiego Alwara) i kilku autorów rzymskich (mocno okrojonych), rozmowy i dysputy łacińskie, wygłaszanie szumnych a głupich oracji łacińskich, zwłaszcza panegirycznych, to jest schlebiających komu się tylko dało, oraz deklamowanie poezji łacińskich, które musieli wysmażać sami uczniowie według gotowych recept - oto główny zakres nauki w szkołach jezuickich. Były wprawdzie jeszcze inne szkoły, zakonne i nie zakonne, i one jednak nie krzewiły rzetelnej nauki, ponieważ pragnąc współzawodniczyć ze szkołami jezuickimi, tak samo jak one dbały nade wszystko o prawowierność katolicką i naukę łaciny. Wychodziła tedy ze szkół młodzież z ciasnym poglądem na Boga, świat i ludzi: wierzyła, że Bóg jest tak dobry, iż nie dopuści upadku Polski; nie rozumiała, że Bóg wtedy tylko ludziom pomaga, kiedy oni sami sobie pomagają; myślała, że kto umie paplać po łacinie (a jaka to była łacina, Boże się zmiłuj!), ten już rozumy całego świata pojadł; wynosiła ze szkoły nienawiść różnowierców, a nadto przewrotny pogląd, na tak zwaną równość szlachecką, głoszący, że skoro szlachcic szlachcicowi równy, więc szlachcic nie ma obowiązku słuchać szlachcica, choćby ten był wojewodą; przecie szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie, a i królem dzięki zasadzie obieralności każdy szlachcic urodzony może zostać! I jakże wobec tego szlachcic miał szanować władzę? [...]

Jak życie polityczne, tak i religijne smutny przedstawia widok. Katolicyzm zwyciężył już w ostatniej ćwierci XVI stulecia, lecz jednym z objawów jego zwycięstwa staje się nietolerancja, która w XVII wieku święci swoje straszne triumfy w całej Europie Zachodniej - Jest to przecie wiek wojny trzydziestoletniej. Zygmunt III nie uszanował konfederacji warszawskiej z roku 1573, zapewniającej dysydentom swobodę wyznania i równouprawnienia polityczne: na burzenie kościołów ewangelickich przez sfanatyzowane tłumy spoglądał przez palce i jak mógł, tak nie dopuszczał protestantów i kalwinów do urzędu. Ze szczególną jednak zawziętością zwrócono się przeciw arianom; za Jana Kazimierza zapadła na sejmie uchwała (1658) wydalająca ich z granic Polski. Względem unitów i dyzunitów (to jest prawosławnych, którzy nie przyjęli unii brzeskiej z roku 1596), także nie było tolerancji, skoro na przykład ani biskupom unickim, ani archijerejom prawosławnym nie dano krzeseł w senacie; ta zaś nietolerancja w połączeniu z uciskiem ludu na Rusi doprowadziła do straszliwych wojen kozackich. Wreszcie nietolerancja doszła do tego, że szlachcicowi Łyszczyńskiemu wytoczono proces o ateizm i sejm skazał go na spalenie żywcem (1689). (W ostatniej dopiero chwili, kiedy skazańca po wyrwaniu mu języka i ucięciu prawej ręki miano wrzucić do ognia, ulitował się nad nim Sobieski i kazał go ściąć, tak że spalono już trupa.) Był to zresztą wypadek odosobniony; i w ogóle nietolerancja religijna w Polsce była stokroć mniejsza niż w Europie zachodniej, na przykład w państwie Kościelnym albo w Hiszpanii.

Współcześnie z zanikiem tolerancji religijnej i z wzrastającym ogłupieniem politycznym szlachty nikła wolność myśli i słowa w ogóle: z jednej strony duchowieństwo tępiło pisma, które się sprzeciwiały nauce Kościoła i zasadom moralności, i wydawało tak zwane indeksy (spisy) książek zakazanych, a z drugiej - szlachta coraz krzywiej patrzyła na śmiałków, którzy się ważyli dowodzić, że złota wolność prowadzi Polskę do zguby. Krzywo patrzyli na takich śmiałków i jezuici, schlebiający szlachcie, czego jaskrawym dowodem jest na przykład to, ze kiedy w roku 1610 Skarga wydawał na nowo swoje Kazania sejmowe, nie pozwolili mu na przedruk kazania o monarchii, w którym złotą wolność szlachecką nazywał piekielną!

Tak więc w wieku XVII zanikły te dwa czynniki, które w XVI były tak potężnymi pobudkami i dźwigniami oświaty. Zadowolona z siebie i złotej wolności, nie przeczuwająca nieszczęścia, przekonana, że "jakoś to będzie" - straciła szlachta ochotę do nauki: uczyła się wprawdzie, ale głównie dlatego, że taki był już zwyczaj, że tak wypadało ... tego zaś, że postęp umysłowy jest jednym z głównych warunków potęgi narodu i państwa, już nie rozumiała. W wieku XVI uniwersytety zagraniczne roiły się od Polaków; teraz młodzież szlachecka prawie nie myśli o kształceniu się za granicą; za granicę wyjeżdżają niemal wyłącznie magnaci, i to nie tyle dla nauki, ile raczej dla przetarcia się po świecie; ogół zaś szlachty, nieczuły na to, co się na szerokim świecie dzieje, najczęściej poprzestawał na tym, co dom dawał, a dom dawał tak mało! Nieuniknionym zaś następstwem tego zadomowienia było zerwanie związku pomiędzy umysłowością zachodnioeuropejską a polską, które było dla kultury polskiej straszliwszą jeszcze klęską niż ciągłe wojny; Europa zachodnia, z Anglią i Francją na czele, szła naprzód, Polska stała w miejscu, a w drugiej połowie XVII wieku i w pierwszej połowie XVIII cofała się nawet; po stu latach dopiero zaczęła Europę gonić, ale już nie dogoniła, podobna do owego lekkomyślnego zająca z bajki, co to spał spokojnie, a kiedy się ocknął, to nie dogonił nawet ... żółwia.

"Taki wieszcz, jaki słuchacz" - mówi Mickiewicz; taka literatura, jaka oświata. Społeczeństwo było ciemne i traciło upodobanie w książkach mądrych i poważnych, toteż ukazywało się ich coraz mniej. I teraz nie brakło wprawdzie ludzi, którzy zdając sobie sprawę, na co się zanosi, cięli szlachcie gorzką prawdę w oczy (na przykład Starowolski albo Opalińscy); ale w drugiej połowie XVII wieku takich ludzi już było mało, a nadto widząc, że ogół zatyka sobie uszy na słowa prawdy i że w ogóle nie lubi rzeczy poważnych, nie ogłaszali ci ludzie swoich pism drukiem; takim na przykład był Wacław Potocki. Otóż jest to niezmiernie ciekawy (a zarazem smutny) objaw umysłowości polskiej XVII wieku, ze najpiękniejsze utwory literatury często spoczywały w rękopisach; w druku ukazują się dopiero w XIX i w XX wieku dzięki gorliwości uczonych badaczów. [...]

Coraz częściej za to ukazywały się stare powieści średniowieczne, o Aleksandrze Wielkim, o siedmiu mędrcach, o pięknej Meluzynie, itp., oraz powieści nowe, fantastyczne, tak zwane romanie, po większej części przerabiane lub tłumaczone z literatury obcej, wierszem i prozą, nieraz plotące troje niewidy, pełne dziwacznych pomysłów i banialuk, na przykład o królewnie Banialuce albo o "Strasznym bohaterze", który bywał na bankietach u "Neptuna, boga morskiego" i u "Marsa, boga wojennego", śniadanie jadał u "pana Słońca", z którym był "w bardzo dobrej przyjaźni i konfidencyjej wielkiej", a raz nawet "na chrzcinach Jowiszowych kumem Saturna został".

Ukazywało się co niemiara panegiryków, to jest wierszydeł i mów pochwalnych, polskich i łacińskich, wygłaszanych przez księży i nie księży na chrzcinach i pogrzebach, na zaręczynach i weselach, przy uroczystych wjazdach króla i dostojników do miast, słowem, przy każdej sposobności; wynoszono pod niebiosa nieboszczyków, choćby ci żadnej zasługi nie położyli, wielbiono ich cnoty, choćby nawet byli wierutnymi łotrami; palono kadzidła na cześć żywych i odurzała się nimi szlachta i magnaci, coraz to więcej z siebie zadowoleni, tym więcej spragnieni pochwał i pochlebstwa, im mniej na nie zasługiwali. Ten głupi zwyczaj wtargnął nawet do wymowy sejmowej: pochlebiano sobie nawzajem zamiast radzić o ratowaniu ojczyzny. Wprawdzie panegiryki istniały już w wieku XVI, ale było ich stosunkowo mało; w XVII tymczasem zachwaściły literaturę.

Lecz lwią część literatury XVII wieku stanowią pisma religijne i ascetyczne: żywoty świętych, modlitewniki, pobożne ćwiczenia duchowne i rozmyślania, wiersze na cześć matki Boskiej i świętych oraz całe stosy kazań, które bywały albo tak mądre, że słuchacze ich nie rozumieli, albo tak głupie, że zamiast budować słuchaczów bawiły ich tylko, a czasem nawet gorszyły. Ulatywał z kaznodziejstwa XVII wieku mądry i szlachetny duch obywatelski ... kaznodzieje oburzają się wprawdzie po dawnemu na zepsucie obyczajów, na pijaństwo i zbytki, na ucisk ludu wiejskiego, ale jednocześnie schlebiają często szlachcie i uczą ją, że ze wszystkich narodów Pan Bóg najbardziej umiłował sobie Polskę, że Najświętsza Panna opiekuje się szczególnie Polską jako jej królowa, której się można najlepiej przypodobać bijąc Turków i heretyków, bo oni "Przenajświętszej Panience dyzgusta czynią". A naród wierzył tym bredniom, wierzył, że jest narodem wybranym, ze rząd polski jest najlepszym na całym świecie. I jak nie umiał wierzyć, kiedy w tym przekonaniu utwierdzali go i pisarze świeccy, taki Fredro na przykład, który dowodził, że Polska dopóty będzie potężna, póki istnieje liberum veto! Otóż obniżanie się poziomu myśli, zanikanie mądrości i ducha obywatelskiego to pierwsza główna cecha literatury naszej XVII stulecia, cecha treści. [...]

Co w XVI wieku było tylko wyjątkiem, to w XVII stało się regułą, którą już w szkołach, zwłaszcza jezuickich, wbijano w młode głowy: pamiętajcie, oślęta, że głównym celem wymowy, poezji i w ogóle literatury jest przemawiać nie tyle do umysłu i serca, ile do wyobraźni, nie wzruszać, tylko zadziwiać, olśniewać czymś niezwykłym. Otóż cel ten osiągnięto za pomocą sztucznego stylu. [...] W ogóle język literacki XVII wieku, chociaż nieraz przewyższa język wieku XVI dosadnością zwrotów i bogactwem słownika, nie może się z nim, na ogół biorąc, nawet równać pod względem czystości i szlachetności.

W żadnej innej gałęzi literatury [polskiej] XVII wieku zanikanie mądrości i piękna nie uwydatniło się tak wyraźnie jak w kaznodziejstwie; najbardziej zaś typowym przedstawicielem wszystkich ujemnych cech stylu barokowego jest dominikanin Jacek Mijakowski (urodzony około roku 1600, zmarły w 1647). Kocha się on w sztucznych porównaniach i dziwacznych metaforach; więc na przykład Opatrzność boską przyrównuje do ogona pawia, zgodę obywateli - do jakiegoś mitycznego kamienia, do granatowego jabłka, do kupy strzał, do podróżnej karety, czyli "kozety", do lutni i do "armatniej galery", która wtenczas bezpieczniej po niebezpiecznych nawałnościach morskich płynie, kiedy kupa goliotów [majtków] raz w raz wiosłami wodę sieką ...

I. Chrzanowski. Historia literatury niepodległej Polski (965-1795) s. 291-2.



Na początek bieżącej strony Literatura Chrześcijańska - strona główna